Post by Rey Wolfgang on Jul 3, 2018 15:37:19 GMT 1
Alan obudził się w jakimś spróchniałym, zimnym i wilgotnym miejscu.
Dźwięki wokół niego były niewyraźne, jakby siedział cały czas pod wodą.
-Kurwa chyba ich zgubiliśmy. Ja pierdole co za bajzel. Powiedz Hank, po co nam to było? Po co mielibyśmy ryzykować teraz wszystko? - Alan usłyszał wyraźnie zbulwersowanego mężczyznę.
-On jest powodem. Widziałeś co zostało z tego budynku jak tam weszliśmy. Jakby jebana armia przeszła przez niego. On sam to zrobił. Sam, z jebanym pistoletem i zaledwie paroma ładunkami. A najlepsze jest to, że dalej dyszy kurwa a nie jak Ty, narzekasz kurwa jak największa ciota. - To był chyba głos Hanka, ale trudno było stwierdzić z tym dzwonieniem w uszach.
Alan odwrócił głowę na bok i dostrzegł obok siebie, tego samego lekarza, co opatrzył Laure.
Lekarz zauważył, że Alan jest przytomny i zanim coś powiedział, dalej opatrywał rany.
-Ej Hank, przebudził się, ale tutaj nie mogę za dużo zdziałać. Stracił za dużo krwi. Jego rany są również poważne, zwłaszcza ta po tej katanie. Udało mi się jednak wyciągnąć kule z jego ramienia i częściowo zaszyć wszystko. - Stwierdził lekarz, dalej przyglądając się Alanowi.
Alan z trudem usiadł i oparł się o ścianę.
Hank szybko do niego podszedł i złapał go pod pachę, pomagając mu wstać.
-I co, jak się czujesz? - Zapytał cichym głosem Hank.
-Bywało lepiej. - Powiedział dość słabym głosem Alan, próbując utrzymać równowagę. - Gdzie jesteśmy?
-W jakiejś melinie. Moi ludzie obstawili całą okolice, ale musimy się stąd wynosić. Niedobitki Yakuzy nam depczą po piętach.
Było słychać strzały i wybuchy w oddali.
-Co to kurwa było? - Powiedział wystraszony mężczyzna.
Alan zaczął się rozglądać. Wszystko teraz wydawało się być ostrzejsze.
Zauważył za oknem schody pożarowe, prowadzące do okolicznych uliczek. Yakuza zapewne będzie próbowała wedrzeć się od frontu.
Alan wskazał palcem na okno.
-Schody pożarowe...Możemy tamtędy uciec.
Hank pokiwał głową i spojrzał ukradkiem na lekarza.
-Ej, doktorku. Przyniosłeś adrenalinę?
Lekarzowi, od razu to pytanie się nie podobało, ale pomimo tego, wyciągnął dość sporą strzykawkę.
-W jego stanie może mu to jedynie zagrozić. Jesteś pewien, Hank? - Powiedział, wyraźnie sceptyczny Lekarz.
Hank pokiwał tylko głową, po czym Lekarz wstrzyknął Alanowi adrenalinę.
Nagle serce zaczęło mu bić jak szalone. Czuł się, jak po wypiciu naprawdę mocnej kawy z samego rana.
Alan odepchnął się lekko od Hanka i mógł już sam ustać na nogach.
-Spokojnie kowboju. To jest tylko tymczasowe. - Powiedział Hank, po czym wręczył Alanowi pistolet. - Ucieknij tymi schodami. My ich zajmiemy przez jakiś czas i spotkamy się u Ciebie w mieszkaniu. Do zobaczenia, przyjacielu.
Hank wyszedł z resztą z pomieszczenie.
Odgłosy strzałów wydawały się być coraz bliżej.
Alan ledwo wyślizgnął się okno na schody i udał się do pobliskich alejek.
Jego kroki były pewniejsze, ale dalej odczuwał ból i osłabienie, spowodowane utratą krwi.
Dźwięki wokół niego były niewyraźne, jakby siedział cały czas pod wodą.
-Kurwa chyba ich zgubiliśmy. Ja pierdole co za bajzel. Powiedz Hank, po co nam to było? Po co mielibyśmy ryzykować teraz wszystko? - Alan usłyszał wyraźnie zbulwersowanego mężczyznę.
-On jest powodem. Widziałeś co zostało z tego budynku jak tam weszliśmy. Jakby jebana armia przeszła przez niego. On sam to zrobił. Sam, z jebanym pistoletem i zaledwie paroma ładunkami. A najlepsze jest to, że dalej dyszy kurwa a nie jak Ty, narzekasz kurwa jak największa ciota. - To był chyba głos Hanka, ale trudno było stwierdzić z tym dzwonieniem w uszach.
Alan odwrócił głowę na bok i dostrzegł obok siebie, tego samego lekarza, co opatrzył Laure.
Lekarz zauważył, że Alan jest przytomny i zanim coś powiedział, dalej opatrywał rany.
-Ej Hank, przebudził się, ale tutaj nie mogę za dużo zdziałać. Stracił za dużo krwi. Jego rany są również poważne, zwłaszcza ta po tej katanie. Udało mi się jednak wyciągnąć kule z jego ramienia i częściowo zaszyć wszystko. - Stwierdził lekarz, dalej przyglądając się Alanowi.
Alan z trudem usiadł i oparł się o ścianę.
Hank szybko do niego podszedł i złapał go pod pachę, pomagając mu wstać.
-I co, jak się czujesz? - Zapytał cichym głosem Hank.
-Bywało lepiej. - Powiedział dość słabym głosem Alan, próbując utrzymać równowagę. - Gdzie jesteśmy?
-W jakiejś melinie. Moi ludzie obstawili całą okolice, ale musimy się stąd wynosić. Niedobitki Yakuzy nam depczą po piętach.
Było słychać strzały i wybuchy w oddali.
-Co to kurwa było? - Powiedział wystraszony mężczyzna.
Alan zaczął się rozglądać. Wszystko teraz wydawało się być ostrzejsze.
Zauważył za oknem schody pożarowe, prowadzące do okolicznych uliczek. Yakuza zapewne będzie próbowała wedrzeć się od frontu.
Alan wskazał palcem na okno.
-Schody pożarowe...Możemy tamtędy uciec.
Hank pokiwał głową i spojrzał ukradkiem na lekarza.
-Ej, doktorku. Przyniosłeś adrenalinę?
Lekarzowi, od razu to pytanie się nie podobało, ale pomimo tego, wyciągnął dość sporą strzykawkę.
-W jego stanie może mu to jedynie zagrozić. Jesteś pewien, Hank? - Powiedział, wyraźnie sceptyczny Lekarz.
Hank pokiwał tylko głową, po czym Lekarz wstrzyknął Alanowi adrenalinę.
Nagle serce zaczęło mu bić jak szalone. Czuł się, jak po wypiciu naprawdę mocnej kawy z samego rana.
Alan odepchnął się lekko od Hanka i mógł już sam ustać na nogach.
-Spokojnie kowboju. To jest tylko tymczasowe. - Powiedział Hank, po czym wręczył Alanowi pistolet. - Ucieknij tymi schodami. My ich zajmiemy przez jakiś czas i spotkamy się u Ciebie w mieszkaniu. Do zobaczenia, przyjacielu.
Hank wyszedł z resztą z pomieszczenie.
Odgłosy strzałów wydawały się być coraz bliżej.
Alan ledwo wyślizgnął się okno na schody i udał się do pobliskich alejek.
Jego kroki były pewniejsze, ale dalej odczuwał ból i osłabienie, spowodowane utratą krwi.