Post by Roy "Mustang" Green on May 6, 2018 22:25:07 GMT 1
Imię oraz Ksywa: Roy "Mustang"
Nazwisko: Green
Wiek: 31
Płeć: Mężczyzna
Umiejętności:
- umie prowadzić, jak i naprawiać samochód czy motocykl
- wie jak posługiwać się wytrychem, potrafi włamać się do pomieszczeń
- całkiem dobrze sobie radzi w walce za pomocą łomu, siekiery czy noża, potrafi również posługiwać się pistoletami, rewolwerami, do tego dochodzi walka wręcz
- niezgorsza kondycja - choć maratonu nie przebiegnie, to przed policją ucieknie
- wie jak pędzić bimber
- z uwagi na swoja pracę wie jak kopać groby czy pocieszać żałobników
- "ma gadane", potrafi wyciągać informacje, przekonywać ludzi do swojej racji
Ogólny wygląd: Roy to wysoki na 190 cm mężczyzna, dobrze zbudowany, o zdrowej karnacji. Jasnobrązowe włosy zaczesane do tyłu w charakterystyczną "grzywę", po bokach podgolone, do tego przystrzyżona broda. Piwne oczy o surowym spojrzeniu zwykle schowane są za okularami przeciwsłonecznymi. Usta w wiecznym grymasie niezadowolenia, często trzymające papierosa. Cechą charakterystyczną jest fakt, iż posiada sporo tatuaży zajmujących całą klatkę piersiową, jak i oba ramiona. Zwykł ubierać rzeczy z czarnej skóry - czy to starą kurtkę, czy też buty. Do tego zwykle jeansy z czarnym paskiem i jakikolwiek biały lub czarny t-shirt bądź podkoszulek.
Przynależność:
- oficjalnie: Dom Pogrzebowy "Słoneczko", pracownik
- nieoficjalnie: "mściciel" do wynajęcia
Wyposażenie:
- klucze do "harleya", jak i mieszkania
- tania zapalniczka, paczka papierosów
- nóż motylkowy
- notatnik i długopis
- w zależności od potrzeby inne przedmioty, typu pistolet czy kartka z adresem
Skrócona historia:
A więc mówisz mi, że chcesz wiedzieć kim jestem, ta? Wiesz co? Dzisiaj mam dobry humor, a że postawiłeś mi drinka, to niech Ci będzie. Opowiem.
Urodziłem się 3 grudnia 1960 w Anchorage. To taka wiocha na Alasce jakbyś nie wiedział. Rodzina? Matka, ojciec, trójka starszego rodzeństwa, same chłopaki. Ponoć jeszcze jakaś rodzina w Missisipi od strony ojca... Jak miałem niecałe cztery latka nadeszło trzęsienie ziemi, wiesz... Good Friday Earthquake. Yup, właśnie to. Ja pierdolę, tam się żyć nie dało, wiesz? Sam niewiele już pamiętam, byłem bachorem srającym jeszcze pod siebie... Całą rodziną się wynieśliśmy z tego kurwidołka. I tak trafiliśmy do Fairbanks, bo tam wciąż mieszkała matka ojca. Wredna sucz, dama od siedmiu boleści. Czy biła? Hah! Szybciej będzie jak powiem od kogo z rodziny nie oberwałem! Ojciec bił. Matka głównie ganiała, ale czasem się oberwało łyżką po łapach. Od braci też dostawałem bęcki. Ale to właśnie babka była najgorsza. Raz zamknęła mnie w piwnicy na dwa dni, bo rozwaliłem jej wazon! Z resztą, teraz to nie jest ważne. I tak byłem, z resztą dalej jestem, ciężkim typem. Szlajałem się po ulicach, robiłem co chciałem, przy okazji dorobiłem się pierwszych dziar... Gdy tylko skończyłem szkołę średnią wyjechałem nie patrząc za siebie... Zwłaszcza, że jedyne co pozostawiłem, to pewien spalony dom i co najmniej jedną ofiarę śmiertelną.
Wpierw pojechałem do Kanady. Pracowałem głównie jako drwal. A gdy mnie zaczęły gonić pały za drobne przestępstwa, to znów do USA... Wiesz, że ominęła mnie służba w Wietnamie? Wielka szkoda, oj wielka... No dobra, chcesz wiedzieć co robiłem potem, no nie? Jak mówiłem, do grzecznych nie należę. Spiknąłem się z Hells Angels. Fajni goście, nie ma co. Pomogli mi trochę stanąć na nogi. Dorabiałem tu i ówdzie, załatwiałem za kogoś porachunki, zawoziłem dragi, przy okazji się nauczyłem jak rozkręcać auta i kantować na częściach. Pewnego razu jednak wylądowałem w ciupie. Trzy lata za kradzież auta i rozwalenie kilku znaków drogowych... No dobra, kilkunastu. I kilu skrzynek pocztowych... I psa. Jako, że już miałem plecy, to te latka minęły raz dwa! A później co? Hmm... A później zrobiło się nieciekawie. Oficjalna wersja jest taka, że opuściłem Hells Angels dobrowolnie. Nieoficjalna? Wykopali mnie za to, że w pace skasowałem typa z tej samej ekipy. Miał za skórą coś duuużo gorszego. Hm? Co takiego? A, za co siedział tamten? Aaa za morderstwo, dostał trzydziestkę... Choć potem mi się przyznał, że swoją ofiarę, małą wiejską dziewuchę, zgwałcił. I za jej życia, i po śmierci. Czaisz? Dla takich jak on NIE MA miejsca na tej planecie. Wymierzyłem sprawiedliwość po swojemu, gdy inni nie kiwnęli nawet palcem! I nigdy nie będę tego żałować! Przenigdy!
Hm? Co po więzieniu? Ach tak! Z nudów, jak i braku perspektyw na życie, sprawdziłem czy wciąż ta rodzina w Missisipi jest. Owszem, wpierw podzwoniłem po braciach, ale każdy z nich mnie zbył ot tak. To był rok bodajże 83'. Choć na Hawajach się działo, to ex-więźnia nie chcieli wziąć na misję. I wiesz co? Ano byli! Stara chata, Wujcio ledwo zipiał, ciotka jeszcze jako tako, kuzyn Alex planował wyjechać do Europy... I wtedy otrzymałem dar z niebios. Namiary na starszego kuzyna, Jeremy'ego. Gość ma własny zakład pogrzebowy, czaisz?! No to ja, ten tego, od razu za słuchawkę i "Słuchaj, potrzeba mi roboty, mogę wpaść?". O dziwo się zgodził. Za ostatnie drobne kupiłem bilet do Miami i w drogę! I teraz jestem tutaj. Ale, ale! Choć dostałem swój pokój, jak i robotę, to... To wciąż było mi mało. Zwłaszcza po tamtym zabójstwie... Może i było to moje pierwsze, ale nie mam traumy czy czegoś w ten deseń. Za to z kolei zwęszyłem interes! Jaki? To proste. Szukałem tu i ówdzie informacji o zabójstwach, gwałtach i takie tam. Pomogły mi trochę kontakty, zwłaszcza w Hells Angels. Wiesz, część chłopaków mi uwierzyła, wiec postanowili pomóc. Tak więc zabijałem tych, co zwiewali przed policją, a ofiary miały swoją zemstę. Wilk syty i owca cała. Hm? Co z ciałami? No jak to co? Do pieca... Gdzie i ty zaraz trafisz, bo chyba nie myślisz, że ot tak pozwolę Ci odejść z tą historią, co?
Informacje dodatkowe:
- mieszka wraz z kuzynem i przybłędą w jednym domu na przedmieściach
- pali jak smok
- narwany, klnie jak szewc
- uwielbia chlać do nieprzytomności
- swój przydomek, Mustang, otrzymał w więzieniu
- choć niezbyt lubi Niko, to przyzwyczaił się do jego obecności
MOTYW PRZEWODNI POSTACI: Michelle Branch - A Horse With No Name
Nazwisko: Green
Wiek: 31
Płeć: Mężczyzna
Umiejętności:
- umie prowadzić, jak i naprawiać samochód czy motocykl
- wie jak posługiwać się wytrychem, potrafi włamać się do pomieszczeń
- całkiem dobrze sobie radzi w walce za pomocą łomu, siekiery czy noża, potrafi również posługiwać się pistoletami, rewolwerami, do tego dochodzi walka wręcz
- niezgorsza kondycja - choć maratonu nie przebiegnie, to przed policją ucieknie
- wie jak pędzić bimber
- z uwagi na swoja pracę wie jak kopać groby czy pocieszać żałobników
- "ma gadane", potrafi wyciągać informacje, przekonywać ludzi do swojej racji
Ogólny wygląd: Roy to wysoki na 190 cm mężczyzna, dobrze zbudowany, o zdrowej karnacji. Jasnobrązowe włosy zaczesane do tyłu w charakterystyczną "grzywę", po bokach podgolone, do tego przystrzyżona broda. Piwne oczy o surowym spojrzeniu zwykle schowane są za okularami przeciwsłonecznymi. Usta w wiecznym grymasie niezadowolenia, często trzymające papierosa. Cechą charakterystyczną jest fakt, iż posiada sporo tatuaży zajmujących całą klatkę piersiową, jak i oba ramiona. Zwykł ubierać rzeczy z czarnej skóry - czy to starą kurtkę, czy też buty. Do tego zwykle jeansy z czarnym paskiem i jakikolwiek biały lub czarny t-shirt bądź podkoszulek.
Przynależność:
- oficjalnie: Dom Pogrzebowy "Słoneczko", pracownik
- nieoficjalnie: "mściciel" do wynajęcia
Wyposażenie:
- klucze do "harleya", jak i mieszkania
- tania zapalniczka, paczka papierosów
- nóż motylkowy
- notatnik i długopis
- w zależności od potrzeby inne przedmioty, typu pistolet czy kartka z adresem
Skrócona historia:
A więc mówisz mi, że chcesz wiedzieć kim jestem, ta? Wiesz co? Dzisiaj mam dobry humor, a że postawiłeś mi drinka, to niech Ci będzie. Opowiem.
Urodziłem się 3 grudnia 1960 w Anchorage. To taka wiocha na Alasce jakbyś nie wiedział. Rodzina? Matka, ojciec, trójka starszego rodzeństwa, same chłopaki. Ponoć jeszcze jakaś rodzina w Missisipi od strony ojca... Jak miałem niecałe cztery latka nadeszło trzęsienie ziemi, wiesz... Good Friday Earthquake. Yup, właśnie to. Ja pierdolę, tam się żyć nie dało, wiesz? Sam niewiele już pamiętam, byłem bachorem srającym jeszcze pod siebie... Całą rodziną się wynieśliśmy z tego kurwidołka. I tak trafiliśmy do Fairbanks, bo tam wciąż mieszkała matka ojca. Wredna sucz, dama od siedmiu boleści. Czy biła? Hah! Szybciej będzie jak powiem od kogo z rodziny nie oberwałem! Ojciec bił. Matka głównie ganiała, ale czasem się oberwało łyżką po łapach. Od braci też dostawałem bęcki. Ale to właśnie babka była najgorsza. Raz zamknęła mnie w piwnicy na dwa dni, bo rozwaliłem jej wazon! Z resztą, teraz to nie jest ważne. I tak byłem, z resztą dalej jestem, ciężkim typem. Szlajałem się po ulicach, robiłem co chciałem, przy okazji dorobiłem się pierwszych dziar... Gdy tylko skończyłem szkołę średnią wyjechałem nie patrząc za siebie... Zwłaszcza, że jedyne co pozostawiłem, to pewien spalony dom i co najmniej jedną ofiarę śmiertelną.
Wpierw pojechałem do Kanady. Pracowałem głównie jako drwal. A gdy mnie zaczęły gonić pały za drobne przestępstwa, to znów do USA... Wiesz, że ominęła mnie służba w Wietnamie? Wielka szkoda, oj wielka... No dobra, chcesz wiedzieć co robiłem potem, no nie? Jak mówiłem, do grzecznych nie należę. Spiknąłem się z Hells Angels. Fajni goście, nie ma co. Pomogli mi trochę stanąć na nogi. Dorabiałem tu i ówdzie, załatwiałem za kogoś porachunki, zawoziłem dragi, przy okazji się nauczyłem jak rozkręcać auta i kantować na częściach. Pewnego razu jednak wylądowałem w ciupie. Trzy lata za kradzież auta i rozwalenie kilku znaków drogowych... No dobra, kilkunastu. I kilu skrzynek pocztowych... I psa. Jako, że już miałem plecy, to te latka minęły raz dwa! A później co? Hmm... A później zrobiło się nieciekawie. Oficjalna wersja jest taka, że opuściłem Hells Angels dobrowolnie. Nieoficjalna? Wykopali mnie za to, że w pace skasowałem typa z tej samej ekipy. Miał za skórą coś duuużo gorszego. Hm? Co takiego? A, za co siedział tamten? Aaa za morderstwo, dostał trzydziestkę... Choć potem mi się przyznał, że swoją ofiarę, małą wiejską dziewuchę, zgwałcił. I za jej życia, i po śmierci. Czaisz? Dla takich jak on NIE MA miejsca na tej planecie. Wymierzyłem sprawiedliwość po swojemu, gdy inni nie kiwnęli nawet palcem! I nigdy nie będę tego żałować! Przenigdy!
Hm? Co po więzieniu? Ach tak! Z nudów, jak i braku perspektyw na życie, sprawdziłem czy wciąż ta rodzina w Missisipi jest. Owszem, wpierw podzwoniłem po braciach, ale każdy z nich mnie zbył ot tak. To był rok bodajże 83'. Choć na Hawajach się działo, to ex-więźnia nie chcieli wziąć na misję. I wiesz co? Ano byli! Stara chata, Wujcio ledwo zipiał, ciotka jeszcze jako tako, kuzyn Alex planował wyjechać do Europy... I wtedy otrzymałem dar z niebios. Namiary na starszego kuzyna, Jeremy'ego. Gość ma własny zakład pogrzebowy, czaisz?! No to ja, ten tego, od razu za słuchawkę i "Słuchaj, potrzeba mi roboty, mogę wpaść?". O dziwo się zgodził. Za ostatnie drobne kupiłem bilet do Miami i w drogę! I teraz jestem tutaj. Ale, ale! Choć dostałem swój pokój, jak i robotę, to... To wciąż było mi mało. Zwłaszcza po tamtym zabójstwie... Może i było to moje pierwsze, ale nie mam traumy czy czegoś w ten deseń. Za to z kolei zwęszyłem interes! Jaki? To proste. Szukałem tu i ówdzie informacji o zabójstwach, gwałtach i takie tam. Pomogły mi trochę kontakty, zwłaszcza w Hells Angels. Wiesz, część chłopaków mi uwierzyła, wiec postanowili pomóc. Tak więc zabijałem tych, co zwiewali przed policją, a ofiary miały swoją zemstę. Wilk syty i owca cała. Hm? Co z ciałami? No jak to co? Do pieca... Gdzie i ty zaraz trafisz, bo chyba nie myślisz, że ot tak pozwolę Ci odejść z tą historią, co?
Informacje dodatkowe:
- mieszka wraz z kuzynem i przybłędą w jednym domu na przedmieściach
- pali jak smok
- narwany, klnie jak szewc
- uwielbia chlać do nieprzytomności
- swój przydomek, Mustang, otrzymał w więzieniu
- choć niezbyt lubi Niko, to przyzwyczaił się do jego obecności
MOTYW PRZEWODNI POSTACI: Michelle Branch - A Horse With No Name