|
Post by Rachel Williams on May 22, 2018 19:52:14 GMT 1
Domek, w którym mieszkała Rachel Williams znajdował się na jednej z biegnących niemal na skraju miasta, dość wąskich i cichych ulic. Wyglądał z zewnątrz identycznie do reszty ustawionych tu wzdłuż ulicy domostw - był to jeden z tych klasycznych, jednopiętrowych amerykańskich domów jednorodzinnych, tyle, że w mniejszej wersji. Błękitne ściany elegancko komponowały się z brązowym dachem. Posiadał także klasyczną dla tego typu budowli, niewielką, osłoniętą z góry dachem werandę. Obok znajdował się również garaż, lecz kobieta nie posiadała żadnego pojazdu, który mogłaby w nim postawić. Wystrój i aranżacja wnętrza domu również była dość typowa - duże okna sprawiały, że pomieszczenia były dobrze oświetlone a przestrzeń wydawała się większa. Kolorami dominującymi były biel i beż. W zasadzie największą modyfikacją, jaką wprowadziła tu Rachel były zamontowane przy oknach rolety, choć nie opuszczała ich zbyt często - robiło to czasami na noc lub gdy po prostu naszła ją taka ochota. Pokoje składały się na salon, obszerną kuchnię, toaletę oraz sypialnię i wszystkie utrzymywane były w nadzwyczajnym porządku i czystości. Meble były ładne i zadbane. Jedynym miejscem, do którego kobieta nie przywiązywała tak szczególnej wagi był wspomniany garaż, a „nieprzywiązywanie do niego szczególnej wagi” oznaczało w jej wypadku tyle, że był trochę zakurzony.
Był już późny wieczór, gdy Rachel wróciła ze swojej niedzielnej zmiany. Czasami po powrocie z pracy jeszcze czymś się zajmowała, ale owego dnia ogólne zmęczenie spowodowało, że nie miała na nic ani ochoty, ani siły. Na nic poza snem. Gdy tylko dziewczyna otworzyła drzwi sypialni i dostrzegła idealnie pościelone łóżko, ogarnęła ją ogromna chęć położenia się na nim dokładnie w tej chwili i zapadnięcia w słodki sen. Jednak Rachel odznaczała się większą dyscypliną. Dzienne odzienie powiesiła na odpowiednie wieszaki, a te z kolei do znajdującej się obok łoża szafy, po czym przebrała się w koszulę nocną. Jej bok zawsze zawiązywała w węzeł – nie było wprawdzie nikogo, kto mógłby na nią wtedy popatrzeć i docenić jej „styl”, ale mimo tego robiła to dla własnej przyjemności. Lubiła zawsze dobrze wyglądać, nie tylko wtedy, gdy znajdowała się w pracy czy na mieście. Po przebraniu się powędrowała do łazienki – zmyła swój delikatny, subtelny makijaż, umyła zęby i w końcu była gotowa do snu. Na dużej poduszce znajdowała się dodatkowa, mniejsza, którą Rachel sobie upodobała jako tę do oplatania rękoma. Tulenia, jak kto woli. Spała tak odkąd potrafiła sięgnąć pamięcią, a starych nawyków ciężko jest się wyzbyć. Nie minęło nawet dziesięć minut, a już spała.
Obudziła się około dziewiątej z bokiem twarzy wciśniętym w małą poduszkę. Pomimo wyspania się postanowiła, że jeszcze trochę sobie poleży. Przewróciła się więc powoli na plecy i odkryła spod kołdry – wpadające przez okno promienie światła słonecznego już o tej godzinie podnosiły temperaturę w mieszkaniu. Spojrzała w szybę. Dzięki temu, że znajdująca się tu droga nie była zbyt ruchliwa mogła cieszyć się o poranku przyjemną ciszą. Słyszała ptaki ćwierkające wesoło za oknem... odgłosy bawiących się w okolicy dzieci... dźwięk pracującej gdzieś niedaleko kosiarki ogrodnika... Przynajmniej trawnikiem nie muszę się zajmować, pomyślała i na jej twarzy wykwitł uśmiech. Ileż szczęścia można było czerpać z tych banalnych, oczywistych rzeczy, ze zwyczajności dnia codziennego. Czy to nie o to właśnie chodziło w życiu? Aby być szczęśliwym? Rachel tak uważała. Sądziła też, że niektórzy nigdy nie będą szczęśliwi, nawet jeżeli posiadaliby wszystko, czego pragnęli. Ona nie posiadała nawet połowy z tych rzeczy o których mogłaby marzyć, a mimo to wiedziała, że potrafi być szczęśliwą. Według niej szczęście było czymś, co się ma lub nie. Czymś, co trzeba odnaleźć w samym sobie oraz otaczającej cię rzeczywistości. Przypomniała sobie tę dwójkę sprzed klubu „Bonilvio”. Jaką okropnością był fakt, że na ulicach tego pięknego miasta dzień w dzień ginęli ludzie. Jaka pycha i arogancja musiała w nich być zagnieżdżona, że decydowali się wybierać tę ścieżkę? Wiedziała, że o żadnej z tych osób nie można było powiedzieć, że jest szczęśliwa. Pod pewnym względem było jej takich ludzi wręcz żal – ludzi, którzy zmagając się z rzeczywistością, w której się znaleźli decydowali się na morderstwa bądź ucieczkę w narkotyki i używki. Czy byłaby od nich inna, gdyby miała mniej szczęścia? Czy nie stoczyłaby się tak samo, jak oni gdyby była na ich miejscu? Spojrzała na leżący na szafce nocnej zegarek – wskazywał on 9:34. No dobra, pomyślała, dość tych filozoficznych rozważań, Arystotelesie. Wstała i po przemyciu chłodną wodą twarzy powędrowała do kuchni. Wyjęła z lodówki masło, wstawiła tosty i zagotowała wodę na poranną kawę. Po chwili rozważań wystawiła na blat także dżem. Zabrońcie mi! – zażartowała w myślach. Była sama dla siebie jedną z niewielu poznanych na przestrzeni lat kobiet, które nie musiały się odchudzać. Nie, zaraz, zaraz. Była jedną z niewielu poznanych na przestrzeni lat kobiet, które WIEDZIAŁY, że nie muszą się odchudzać. To była ta różnica. Po kilku minutach nieskrępowanej niepotrzebną dietą konsumpcji uświadomiła sobie, że miała zjeść rano płatki. Westchnęła, ale już po chwili machnęła na to ręką. Teraz to już nieistotne. Sięgnęła po pierwszy łyk gorącej, aromatycznej kawy, gdy wpadła na pomysł. Czemu by tak nie wypić jej na werandzie? Skoczyła szybko do sypialni i przebrała się w to, co zwykle nosiła po domu, czyli miękkie, wygodne, ciemne spodnie i kolorowy t-shirt. W następnej kolejności zaniosła na zewnątrz krzesło i wróciła do kuchni po kawę. Usiadła. Zawieszona na wielkiej, niebieskiej przestrzeni złocista kula nagrzewała z wolna okolicę. Na niebie widniało jak na razie jedynie kilka chmur i ogółem zapowiadało się na bardzo ładny dzień. Rachel lubiła patrzeć na tę okolicę. Była swego rodzaju ostoją spokoju, być może ostatnią, która pozostała w Miami. Hen daleko można było dostrzec biegnące poza miastem pola – to była bowiem ta część obrzeży, która bezpośrednio łączyła się z resztą kontynentu. Rachel od momentu, w którym tu zamieszkała nosiła się z zamiarem wybrania na przechadzkę po tych olbrzymich łąkach. Muszę w końcu znaleźć na to czas, pomyślała. Po kilkunastu minutach kubek był już pusty, a dziewczyna zaniosła krzesło z powrotem do środka. Nie miała zamiar tracić więcej czasu – w końcu miała tylko jeden dzień wolny przed kolejnymi dwoma pracy. Spojrzała na regał wypełnionymi książkami oraz kasetami VHS i nagle poczuła, że nie ma ochoty na czytanie czy oglądanie filmów. Dzień zapowiadał się zbyt dobrze, żeby siedzieć w domu. W związku z nowym postanowieniem umyła zęby, przebrała się, podmalowała i, uprzednio zamknąwszy dom, ruszyła na przystanek autobusowy. Miała ochotę na odwiedzenie wybrzeża.
|
|
|
Post by Rachel Williams on May 25, 2018 10:41:59 GMT 1
Po spędzeniu trochę czasu na plaży, Rachel wróciła do domu. Przygotowała sobie smaczny obiad w postaci gotowanego ryżu z domowej roboty sosem gulaszowym, a wszystko to posypała niewielką ilością koperku. Kurczak w pomarańczach to wprawdzie nie był, ale danie było smaczne, pożywne i nie wymagało dużo pracy. Czego więcej można było chcieć? Po umyciu naczyń wyjrzała za okno. Słońce chyliło się powoli ku zachodowi i oto nastał czas na wyczekiwaną lekturę. Dziewczyna przez chwilę rozważała wybór innej książki, ale ostatecznie została przy "Żołnierzach Kosmosu". Wolała nie zabierać się za kilka historii naraz, ale pozostać w klimacie jednej tak długo, aż ją ukończy. Kobieta nie czytała szybko, ale za to bardzo dokładnie - tygodnie po zapoznaniu się z danym tytułem wciąż potrafiła odtworzyć z najdrobniejszymi szczegółami ulubione chwile czy sceny. A poza tym, nigdzie jej się nie spieszyło. Rozsiadła się wygodnie na dużym fotelu z książką w rękach. Jasno-pomarańczowe światło wpadało do wnętrza domu, tworząc przytulną atmosferę. Lubiła te chwile. Były tylko jej i nikogo więcej. Nikt jej wtedy nie dawał żadnych wytycznych ani własnych propozycji, po postu robiła to, na co miała ochotę i tak długo, jak sobie tego życzyła. No dobra, może nie zawsze - w końcu była osobą pracującą. Po około dwóch godzinach, kiedy słońce już niemal zaszło i na dworze pociemniało, poczuła się senna. Wiedziała, że jeżeli dalej będzie czytać, w końcu dojdzie do momentu w którym będzie zmuszona kilkukrotnie zaznajamiać się z tym samym fragmentem tekstu w celu jego pełnego zrozumienia. Uznawszy taką formę kontynuowania lektury za bezsensowną, doczytała do końca rozdział i małą, kwadratową, białą karteczką zaznaczyła stronę, na której skończyła, po czym odłożyła książkę na jej miejsce na regale. Nie miała zamiaru jeszcze iść spać - jej poniedziałkowa zmiana zaczynała się o 22.00 i trwała do 6.00 rano, więc tak wczesne położenie się do łóżka nie miało sensu. Wobec tego postanowiła trochę poodkurzać, a potem zrobić sobie kolację. Dalej się zobaczy, pomyślała. Położyła się dopiero rano.
Obudziła się parę minut przed 16.00, zanim zdążył zadzwonić budzik. Wstała, zjadła posiłek - bo chyba nie nazwiemy tego śniadaniem, zważywszy na godzinę - i zaczęła przygotowywać się do pracy. Miała ponad trzy godziny do autobusu, a więc zdecydowanie wystarczająco. Czas ten minął tak, jak zawsze i wkrótce potem Rachel wsiadła do zmierzającego do centrum autobusu.
|
|
|
Post by Rachel Williams on May 25, 2018 14:47:51 GMT 1
Wróciła z poniedziałkowej zmiany w klubie coś koło 8.00 rano. Od razu się przebrała, umyła i poszła spać. Czekał ją jeszcze jeden dzień pracy przed dwoma dniami wolnymi. Budzik obudził ją równo o 16.00. Zjadła coś i w trakcie picia kawy naszedł ją pewien pomysł. Czemu by nie urozmaicić sobie zwykłego pobytu w pracy? - zapytała samą siebie w myślach. Byłoby trochę ciekawiej, niż zwykle... Ta, czemu nie.Poszła do łazienki. Umalowała się tak samo jak zawsze, ale za to rozpuściła włosy. Uczesała je i spojrzała na swoje odbicie w lustrze - jasne kosmyki spływały na piersi. - Ładnie - mruknęła sama do siebie. Teraz wystarczyło tylko wybrać, co na siebie założyć. Ta, "tylko". Skorzystała z tego, że miała jeszcze trochę czasu i przejrzała niemal wszystkie rzeczy wiszące w szafie. Zastanawiała się nad kilkoma wersjami, ale ostatecznie nie mogła oprzeć się wrażeniu, że biała sukienka z rękawem długości 3/4 i poprzyczepianymi tu i ówdzie, rzecz jasna sztucznymi kwiatami i liśćmi* pasowała do tej kreacji najlepiej. Obejrzała ją dokładnie - zawsze szalenie jej się podobała, a tak rzadko miała okazję ją założyć. Do całości brakowało jej jeszcze tylko jednego. Otworzyła szufladę w której trzymała drobne ozdoby i dodatki, po czym wyjęła z niej leżący na wierzchu, biały kwiat. Gdyby nie fakt, że cały czas wyglądał dokładnie tak samo, mogłaby pomylić go z prawdziwym. Ktoś, kto o tym nie wiedział - już w ogóle. Poszła do łazienki i wplotła ozdobę we włosy. Zaśmiała się cicho patrząc ponownie w lustro. Że też wcześniej na to nie wpadłam.
Niedługo później wyszła z domu i poszła w kierunku przystanku autobusowego. *( Identyczna do tej. Tak, nie będę krył inspiracji.)
|
|
|
Post by Rachel Williams on May 27, 2018 0:16:48 GMT 1
Rachel wróciła zmęczona po kolejnym dniu pracy około 10.00. Od paru godzin nic nie jadła i zdecydowała, że przekąsi coś przed położeniem się spać. Nie chciała ubrudzić sukienki, więc przebrała się najpierw w pierwsze lepsze rzeczy jakie miała pod ręką. Otworzyła lodówkę. Najpierw była zaskoczona, przez krótką chwilę rozbawiona, a na końcu – rozdrażniona. Zapomniała bowiem ostatnim razem zrobić zakupy. Uderzyła jej do głowy myśl, że mogłaby pójść teraz i popołudniu, gdy wstanie, mieć już święty spokój. Tego dnia było na zewnątrz trochę chłodniej i dziewczyna przygotowując sobie do założenia bluzę zastanawiała się, do którego z pobliskich sklepów lepiej się udać. Wybierała między 24hours a supermarketem – oba te sklepy były w przeciwnych kierunkach. W sumie, to lepiej śmignąć do supermarketu, bo można w nim brać wędliny na wagę – zakończyła rozważania. Wyszła przed dom i poszła do 24hours. Po chwili się wróciła, bo nie dość, że poszła bez bluzy, to jeszcze w złym kierunku.
Nie spała jakoś wyśmienicie i gdy przebudziła się po nieco ponad czterech godzinach, nie mogła już zasnąć. Uznała, że wobec tego wstanie i po prostu pójdzie spać o normalnej, wieczornej porze. Poszła do kuchni zrobić kawę, ale przypomniała sobie, że kubek został w salonie. Wstawiła wodę i poszła po niego, wróciła z naczyniem i położyła je na blacie. Wyszła, bo nie wiedziała po co go przyniosła… Ach, pewnie żeby nie leżał brudny w pokoju! Potem umyję. Wróciła słysząc, że czajnik gwiżdże. Wyłączyła go - jednak nie miała ochoty na kawę. Wróciła do salonu i okazało się, że przecież do kawy miała już kupionego przed południem wafelka. I dupa - poszła znów włączyć wodę, bo ta wystygła. Żywot człowieka zmarnowanego.
Następnego dnia, ku własnej uldze, obudziła się w pełni wypoczęta. Miała nadzieję, że przynajmniej czwartek spędzi owocniej. I rzeczywiście, tak było – z samego rana włączyła sobie do śniadania pierwszy raz od kilku dni telewizor. Nie oglądała telewizji zbyt często, miała dość słuchania o dramatach, wielkich aferach oraz zamachu na prezydentów sprzed prawie trzech miesięcy. Na wolnym chciała odpocząć, a nie się niepotrzebnie denerwować. Tym razem jednak nie pożałowała, że obejrzała wiadomości. Wprawdzie trąbiły one dokładnie o tego typu rzeczach, które przed chwilą zostały wymienione, ale tym razem dotyczyły bezpośrednio Miami, a takie informacje akurat należało znać – przede wszystkim w trosce o własne bezpieczeństwo. W starej fabryce ubrań ktoś zastrzelił kilku gangsterów, przed komisariatem policji pozostawione zostały nagie zwłoki a na plaży miała miejsce strzelanina. Ta ostatnia informacja sprawiła, że dziewczyna się wzdrygnęła. Była w tamtej okolicy w zeszłą niedzielę. Doprawdy, już tylko obrzeża miasta zdawały się być względnie bezpieczne… Przed południem poszła się przejść. Tym razem nie miała ochoty na wojaże do innej części miasta, raz przez wzgląd na dopiero co zasłyszane wiadomości, dwa – z powodu planów obiadowych. Pochodziła wobec tego po okolicy, a gdy nacieszyła się świeżym powietrzem, wróciła do domu i zabrała się za przygotowanie głównego dania dnia. Przez wzgląd na brak innych, nadzwyczajnych atrakcji kobieta umyśliła sobie, że zrobi najlepszą rzecz, jaką potrafi, czyli kotlet schabowy na smalcu z młodymi ziemniaczkami i burakami. Nauczył ją tego kucharz pracujący w szkole, do której chodziła jako nastolatka. Nie była to typowa potrawa dla tego regionu świata – a przynajmniej nie przygotowana w taki sposób. Bo trzeba było przyznać, że Rachel nie potrafiła zbyt wiele jako kucharka. Oczywiście jej umiejętności były na wystarczająco wysokim poziomie, by nie musiała opierać swojego menu na kupnych zupkach, ale sama uważała, że powinna umieć więcej. Zawsze wydawało jej się, że zdolności kulinarne były czymś, co przyjdzie w pewnym momencie samo z siebie, naturalnie. Może nawet tak było, tyle że ona wychowała się w nieodpowiednim do tego miejscu? No nic, pomyślała, grunt że potrafię przyrządzić Najlepsze Danie Na Świecie! Wspomniana potrawa była jej wytworem własnym, którego nie potrafił zrobić zapewne nikt inny i dlatego był wyjątkowy. Plus, smakował nieziemsko. Ale w tej chwili było to nieistotne – przyrządzała kotlet, a nie tamto danie. Otworzyła szeroko okna i zamknęła drzwi do innych pokojów, po czym zaczęła obierać, smażyć, kroić, przyprawiać i wykonywać inne apetycznie brzmiące czynności i po około trzech godzinach można było jeść. Jak zwykle było pyszne. Tego chyba nawet nie potrafiłaby zepsuć. Po posiłku poleżała sobie prawie godzinę na kanapie czytając książkę i w końcu stało się nieuchronne – dobrnęła do końca. Westchnęła. Po przeczytaniu dobrej książki lub obejrzeniu naprawdę dobrego filmu towarzyszyła jej często ta świadomość, że już nic nowego w obrębie tej jednej rzeczy nie pozna. Nie przeczyta już następnej strony, nie dowie się, co było dalej. Wyobrażała sobie wtedy, jak miło byłoby mieć możliwość przeniesienia się w czasie do momentu, w którym dopiero zaczynała poznawać tę historię i móc poznać ją na nowo. Na szczęście zawsze były jeszcze inne, nowe historie do odkrycia – z tą myślą odłożyła książkę na jej miejsce i zaczęła przeglądać inne nieprzeczytane pozycje. Wzięła jedna z nich do ręki. „Jane Eyre”. Wygląda obiecująco, pomyślała po przeczytaniu opisu z tyłu książki. Zdecydowała, że następnym razem zacznie właśnie tę. Po zakończeniu poprzedniej lektury i wyborze nowej umyła naczynia, zaś wieczór spędziła przy filmie. Miała ochotę obejrzeć ponownie coś, co już dobrze zna, więc do magnetowidu poleciał „Commando”. Ten film był takim pastiszem na współczesne kino akcji, że Rachel wątpiła, czy kiedykolwiek powstanie taki drugi. Większość scen była tak absurdalna, że nie można było nie kochać tego filmu. W szczególności cała końcowa scena akcji i sławne już „chowanie się za doniczkami” poprawiały humor. Po filmie i skromnej kolacji dziewczyna poczytała jeszcze chwilę gazetę, umyła się i poszła spać.
O 9.00 rano następnego dnia obudził ją budzik. Kończąc szykowanie się do pracy, uznała, że ubierze się tak samo jak poprzednio. W okolicach 12.00 wyszła z domu.
|
|
|
Post by Rachel Williams on May 30, 2018 16:51:09 GMT 1
Rachel wróciła przedwcześnie z klubu z powodu złego samopoczucia. Położyła się na łóżku. Rozmyślała nad poszukiwaniami Laury oraz innymi rzeczami, a po jej policzkach raz po raz spływały łzy. Czuła się bezsilna. Była wykończona, lecz nie mogła odpocząć. Nie była w stanie dać sobie spokoju. Do tego cały czas ciążyło jej na sercu to, jak zachowała się na początku wobec Laury. Świadomość, na co było ją stać. Nie miała na nic siły. Nie miała na nic ochoty. Życzyła sobie jedynie, by wszystkie problemy zniknęły niby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, lecz wiedziała, że to niemożliwe. Skuliła się więc z małą poduszką w ramionach, cicho łkając. Nie było przy niej nikogo, kto mógłby ją pocieszyć.
Następnego dnia nic się nie poprawiło. To... to nie było w jej stylu. Wiedziała, że musi się podnieść. Powtarzała sobie, że to tylko chwilowy kryzys. Doprowadziła się na początek do porządku. Nie wiedziała jednak, co ze sobą dalej począć. Zdecydowanie nie była w nastroju do czytania czy oglądania filmów. Chciała się czymś zająć, ale nie bardzo było... Dostrzegła nagle leżącą na stole, niewielką karteczkę. Podniosła ją i przypomniała sobie swoją wczorajszą rozmowę z kobietą, o sprawdzeniu akt na komisariacie. Może to była szansa. Wykręciła właściwy numer, po czym zadzwoniła. Po dwóch, może trzech minutach rozmowy odłożyła słuchawkę. Laura nie uzyskała dostępu do archiwów. Rachel zaproponowała, że za jakiś czas do niej zadzwoni, by spytać jak się sprawy mają. Ile ją to kosztowało, taka chwila rozmowy? Jeżeli tamta dziewczyna miała się poczuć dzięki temu choć odrobinę lepiej... Powiodła wzrokiem po pokojach. Po chwili rozważań uznała, że siedzenie tu samemu w takim stanie jest bez sensu. Czemu miało to służyć? Postanowiła, że pójdzie do pracy, tyle, że zamieni się z barmanem zmianami i pójdzie na dzienną. Tam przynajmniej nie będzie sama. Wykonała kolejny telefon i po chwili wszystko było już załatwione. Musiała się trochę pospieszyć, więc tym razem ubrała się tak, jak zwykle, czyli w t-shirt i jeansy, zaś włosy spięła. Niedługo potem zamknęła dom na klucz i udała się na przystanek.
|
|
|
Post by Roy "Mustang" Green on Jun 2, 2018 20:54:56 GMT 1
Uwielbiał takie wieczory. On, Dolores i nocne Miami. Do tego teraz barmanka, trzymająca się go, by nie spaść z maszyny. Celowo wybierał raz kolorowe i efektowne ulice, innym razem zaś te bardziej boczne. To go uspokajało. Nie ważne, że był po dwóch drinkach, wciąż prowadził tak samo dobrze. W końcu jednak przyszedł czas, iż musiał się zatrzymać. 129 Ulica. Cisza, spokój, ani żywej duszy. Zatrzymał się tuż pod latarnią i zgasił silnik. - Cóż... Jesteśmy na miejscu! Dasz sobie radę?
|
|
|
Post by Rachel Williams on Jun 2, 2018 21:46:54 GMT 1
- Najwyżej już mnie pan nie zobaczy! - rzuciła wesoło, po czym spuściła szybko wzrok. - Tak, powinnam dotrzeć do domu w jednym kawałku - dodała szybko, trochę zmieszana. Ja nie mogę, jakie to było głupie. Dosłownie powiedziała pierwszą rzecz, jaka przyszła jej do głowy, a to znaczyło, że była w dobrym humorze. I faktycznie - jazda harleyem była lepsza, niż to sobie kiedykolwiek wyobrażała. Teraz rozumiała, dlaczego niektórzy żyją w taki sposób, że podróżują na swoich motocyklach po kraju i zatrzymują się to tu, to tam, nocując niekiedy pod gołym niebem albo w stodołach u przyjaznych farmerów. To była zupełnie inna bajka, niż jazda samochodem. Zdecydowanie bardziej było czuć pęd, wiatr owiewał całego człowieka... No dobra, może jej nie owiewał, bo siedzący przed nią, kierujący mężczyzna był niemal dwa razy potężniejszy od dziewczyny i swą posturą stwarzał coś w rodzaju przyjmującej na siebie wszystko, wielkiej tarczy. Ale niemniej, wyobraźnia Rachel działała równie świetnie, jak zawsze. Już po tej jednej, miłej przejażdżce wydało jej się, że w "życiu na drodze" musi być coś wręcz... romantycznego. Brak stałego, ciepłego domu i jedynie niezmienne towarzystwo drogiej sercu jej właściciela maszyny... Niezwykłe poczucie bycia wolnym i niezależnym. Cóż, od teraz inaczej będę patrzeć na motocyklistów, pomyślała. Zeszła z maszyny i zdjęła kask. - Dziękuję bardzo za podwózkę - powiedziała z wdzięcznym uśmiechem, oddając mężczyźnie jego własność.
|
|
|
Post by Roy "Mustang" Green on Jun 2, 2018 22:00:06 GMT 1
Uśmiechnął się pogodnie, spoglądając na jej twarz. Spodobał się jej początkowy tekst, jak również owe zmieszanie po nim. Wiedział, że to efekt wypitego drinka, nie mniej jednak wciąż było w niej coś, co sprawiało, iż Roy nie mógł oderwać od niej wzroku. Pokiwał więc głową. - Nie ma sprawy. Och, i w sumie zapomniałem się przedstawić, gapa ze mnie... Jestem Roy, ale mówią na mnie Mustang - odparł przyjmując z powrotem kask.
|
|
|
Post by Rachel Williams on Jun 2, 2018 22:20:47 GMT 1
- Rachel. Mówią na mnie... no, w sumie tak samo. Wewnętrznie cała się już śmiała, ale tłumiła to. Bądź co bądź, nie znała go na tyle dobrze by sobie na tyle pozwalać. A przynajmniej sama tak uważała. Takie miała usposobienie.
|
|
|
Post by Roy "Mustang" Green on Jun 2, 2018 22:24:22 GMT 1
- Rachel... Fajnie imię - odparł z uśmiechem. Założył na głowę kask. - Na pewno dotrzesz już do domu?
|
|
|
Post by Rachel Williams on Jun 2, 2018 22:31:17 GMT 1
A co, chcesz mnie odprowadzić? Na chwilę przestała oddychać. Przez kilka sekund wydawało się jej, że powiedziała to na głos. To już by była przesada. W końcu nie po to nie kazała się podwieść pod sam dom. - Tak, z całą pewnością - odparła z uśmiechem, po czym wzdrygnęła ramionami; nie specjalnie, lecz sama z siebie.
|
|
|
Post by Roy "Mustang" Green on Jun 2, 2018 22:42:24 GMT 1
- No dobrze... W sumie nie wiem czy w najbliższym czasie wpadnę do klubu, zobaczę jak z robotą. Ale było miło, muszę przyznać! - odparł kiwając głową, przez cały czas uśmiechał się. - No dobra, ja już Cię nie zatrzymuję, idź i odpoczywaj. Do zobaczenia, kiedyś! Z powrotem uruchomił maszynę, po czym w następnej chwili odjechał przed siebie i zniknął za zakrętem.
|
|
|
Post by Rachel Williams on Jun 2, 2018 23:23:59 GMT 1
Popatrzyła chwilę na ulicę, w której zniknął motocyklista, po czym odchyliła głowę i zaczerpnęła chłodnego, w zasadzie nocnego już powietrza. Było miło. Taka jedna rzecz wystarczyła, żeby przywrócić ją prawie w pełni do normalnego stanu. Obróciła się na pięcie i zaczęła iść w kierunku domu, który znajdował się trzy ulice dalej. Nie była głupia - wiedziała, że bez uprzedniejszego poznania danej osoby nie należy podawać jej swojego adresu zamieszkania. W szczególności, gdy się mieszka samemu. Po paru minutach dość szybkiego marszu Rachel zobaczyła już swój domek. Weszła po schodkach, otworzyła kluczem drzwi i znalazła się w środku. Było tak... cicho. Tak przyjemnie. Jak na całą, kilkuosobową rodzinę, dom ten nie był zbyt duży. Jednak gdy mieszkało się w nim samemu, spełniał aż w nadmiarze wszelkie zapotrzebowanie. Nie zapaliła światła. Podobało jej się tak, jak było teraz. Zamknęła na klucz drzwi, usiadła na fotelu i rozkoszowała się chwilą. Wspominała swoją pierwszą, odbytą przed chwilą jazdę na motocyklu pośród oświetlonych neonami i rozmaitymi innego rodzaju światłami ulic miasta. Przeszedł ją przyjemny dreszczyk, gdy uświadomiła sobie, jak na dworze było chłodno w porównaniu z ciepłem tych czterech ścian. Zamknęła na chwilę oczy, oczyściła umysł z wszelkich rozważań. Miała ochotę tu zasnąć. Nawet nie iść się myć, tylko zalegnąć w wygodnym, ciepłym fotelu i spać do białego rana. Jakkolwiek kuszące by to nie było, od podjęcia podobnej decyzji powstrzymywała ją świadomość, że miałaby ze sobą przez to więcej roboty następnego dnia. A ranki też zwykły należeć do przyjemnych i Rachel nie miała ochoty tego zmieniać. Tak więc, zjadła jeszcze na noc jabłko, napiła się parę razy wody, umyła się i położyła się do łóżka. Postanowiła za to spać przy lekko otwartym oknie, a więc nakryła się pod samą brodę kołdrą i po jakimś czasie odpłynęła.
Gdy obudziła się następnego ranka, w pokoju było dość chłodno. Jednakowoż tak dobrze jej się spało, że dziewczyna za nic tego nie żałowała. Nie nastawiała budzika, ale pomimo tego obudziła się przed 9.00. Zapewne z przyzwyczajenia. Poprzedni dzień tak jej pomógł, że - pomimo wolnego - niemal od razu postanowiła iść tego dnia ponownie do klubu, do pracy. I to w dodatku w białej, kwiecistej sukience i z kwiatem we włosach. Uprzednio zadzwoniła, rzecz jasna, do odpowiedniej osoby by to wszystko ustalić. - ...czyli nie ma problemu? - Jasne, że nie ma - odezwał się głos w słuchawce - Przecież wiesz, że to tak naprawdę bez znaczenia. - Super. Dzięki! Stojąc przed lustrem w łazience przeciągnęła się porządnie, po czym się skrzywiła. Zabolało ją lewe ramię. Obejrzała znajdujący się na nim opatrunek, ale wszystko wydawało się w porządku. Kontynuowała więc swoje przygotowania, wypiła, klasycznie dla siebie, poranną kawę, zjadła owsiankę i przed 12.00 wyszła z domu w kierunku przystanku autobusowego.
|
|
|
Post by Rachel Williams on Jul 4, 2018 10:04:35 GMT 1
Trochę się działo ostatnio, nie można było temu zaprzeczyć. Po rozmowie z Laurą w klubie Bonilvio oraz, jak się wówczas wydawało, zamkniętym rozdziale z niejakim Mustangiem, wydawało się, że znowu nastąpi chwila spokoju. Ale nie tym razem. Rachel zostawiła przed drzwiami garażu przeciągniętego tu przed sekundą z pobliskiego motelu "Złoty Świt" mężczyznę, weszła do mieszkania i pospiesznie otworzyła je od środka. Wciągnęła nieznajomego do środka, po czym zamknęła garaż i poszła żwawym krokiem do znajdującej się w łazience apteczki. Oby to, co miała pod ręką, wystarczyło. Po chwili wróciła, rozdarła koszulę rannego i zaczęła go opatrywać, przykładając środki odkażające tam, gdzie miał zadrapania oraz bandażując miejsca, które były obite i spuchnięte. Po kilkunastu minutach wydawało się, że już nic więcej jej nie umknęło. Umyła dokładnie ręce w łazience gorącą wodą, podobnie, jak przybory których użyła. Oparła się o zlew i spojrzała w lustro. Czuła szybkie bicie serca we własnej piersi. Co ja mam z tym zrobić?, pytała samą siebie. Czy postąpiłam właściwie? Jakie mogą być tego konsekwencje? Nie znalazła odpowiedzi na żadne z tych pytań, ale wiedziała jedno - nie mogła zostawić go tam nieprzytomnego przed motelem i w towarzystwie dwóch trupów. Miała tylko nadzieję, że to nie on był ich oprawcą.
|
|
|
Post by Peter Grent on Jul 4, 2018 14:37:13 GMT 1
Mężczyzna otworzył oczy. Był tym razem bardziej przytomny niż poprzednio. Serce zaczeło mu bić szybciej na widok obcego sufitu. Nie pamiętał jak się tu znalazł. Przeniósł wzrok na resztę pomieszczenia, wiedział już, że jest w czyimś garażu. Odetchnął z ulgą, gdy wyczuł opatrunki na swoim ciele. Ból był bardzo duży, lecz nie był już na pograniczu życia i śmierci. Jeśli ktoś go opatrzył, to oznacza, że był to ktoś, kto chciał go żywego. Dobrze. Powrócił pamięcią do wydarzeń, które doprowadziły go do tego stanu. Powoli sobie przypominał. John Wolf, martwa Donna i uprowadzenie Cassie. Zaczęły lecieć mu łzy, znowu zawiódł. Zawiódł swą żonę, swoją rodzinę, swoje miasteczko, wujka Gary’ego, a teraz Donnę i Cassie. Nie mógł jednak sobie pozwolić na żałobę, dopóki nie ustali, gdzie jest, kto go ocalił i co robić dalej. Pewnie motel był teraz otoczony przez policję, a tam została torba z wilczą maską i bronią. Peter chciał jakoś zwrócić uwagę mieszkańców tego budynku, lecz zamiast tego napadł go atak kaszlu. - Czykhekhekhektoś? – próbował zapytać. – Torbakhekhepokój... proszę... – bełkotał, a jego płuca płoneły w ataku ostrego bólu. Sięgnął trzęsącą się ręką do kieszeni i ledwo wysunął z niej kluczyki do jego pokoju w motelu. Miał nadzieję, że ktoś go usłyszy i weźmie jego torbę z motelu zanim będzie za późno. Był bliski kolejnej utraty przytomności.
|
|
|
Post by Rachel Williams on Jul 4, 2018 14:50:14 GMT 1
Rachel aż się wzdrygnęła, słysząc odgłos kaszlu. Wyszła z łazienki i ostrożnie wyjrzała zza rogu. A więc mężczyzna odzyskał przytomność. Wyciągnęła szklankę i przelała do niej z czajnika trochę przygotowanej wody. Podeszła do niego powoli z zakłopotaniem i podała mu naczynie. - Proszę, to powinno pomóc.
|
|
|
Post by Peter Grent on Jul 4, 2018 15:14:11 GMT 1
Peter kątem oka dostrzegł kobietę, zebrał całą swą siłę woli by pozostać przytomnym. Przekrzywił głowę w jej stronę, by lepiej widzieć jej twarz. Jej blond włosy wydały mu się znajome. Znał ją. Kiedyś już ją spotkał. Nie był w stanie sobie teraz przypomnieć gdzie i kiedy... ale był pewien, że ją znał. Niosła szklankę z wodą. Peter uniósł się trochę, stękając z bólu. Odebrał trzęsącą się ręką szklankę i zaczął pić. Połowa wody się rozlała na niego, ale druga połowa trafiła bezpiecznie do jego gardła, przynosząc mu ulgę. Odłożył szklankę na podłogę wracając do pozycji leżącej. - Dziękuję... Pokój...khe w motelu... khekhe... torba, proszę... – wyksztusił najwyraźniej jak potrafił w tym stanie. Dzięki wodzie tym razem dało się coś z tego zrozumieć. Następnie przesunął ręką kluczyki od motelowego pokoju w stronę kobiety. Miał nadzieję, że zrozumiała o co mu chodzi.
|
|
|
Post by Rachel Williams on Jul 4, 2018 22:14:22 GMT 1
Popatrzyła zaskoczona na kluczyki. Miała tam wracać? Pomogła mu, choć nie była do tego w żaden sposób zobowiązana, a ten ma jeszcze czelność prosić o przyniesienie jakiejś durnej torby? Ta prośba wywołała u niej z początku grymas gniewu i oburzenie, ale zaraz spojrzała na to z drugiej strony - nie wiadomo, co tam się wydarzyło, a ten mężczyzna zapewne nie prosiłby o to, gdyby torba nie była w jakiś sposób ważna. A jeżeli tak było, może i sama Rachel dowie się, o co w tym wszystkim chodzi. - Dobrze - powiedziała, po czym wzięła do ręki klucze. Narzuciła na siebie na powrót to, w co była wcześniej ubrana a co zdążyła już zdjąć i wyszła w kierunku motelu "Złoty Świt", zamykając wcześniej nieznajomego w garażu na klucz. Może i mu pomogła, ale to nie znaczyło, że mogła mu zaufać.
|
|
|
Post by Peter Grent on Jul 5, 2018 7:41:53 GMT 1
Peter’owi było coraz ciężej utrzymać się przytomnym. Szczęśliwie dla niego, kobieta zrozumiała przekaz, chwyciła kluczyki i wyszła. Był jednak problem, czy kobieta otworzy torbę i zobaczy jego broń i maskę. Musiał temu zaradzić. Resztkami sił zawołał za nią: - Nie... otwieraj... torby... – i ponownie stracił przytomność. Potrzebował snu.
|
|
|
Post by Rachel Williams on Jul 5, 2018 12:56:35 GMT 1
Po kolejnych odwiedzinach w motelu "Złoty Świt", Rachel wróciła do domu, szczęśliwie niezauważona przez policję. Na wszelki wypadek poszła też zupełnie okrężną drogą. Niemniej - było blisko. Jak dla niej, wręcz zbyt blisko. Na miejscu zamknęła prowadzące na zewnątrz drzwi. Przez chwilę rozważała także zasłonięcie okien, ale ostatecznie odeszła od tego pomysłu - nie robiła tego bardzo często, a odbiegające od normy zachowanie było pożywką dla wścibskich oczu. Miała tylko nadzieję, że żaden z sąsiadów niczego nie widział i na nią nie doniesie. Odkluczywszy garaż weszła do środka. Nieznajomy spał, czy raczej był nieprzytomny. Postawiła rzeczoną torbę w kącie, po czym zerknęła jeszcze raz na niego i opuściła garaż. Rewolwer zabrała ze sobą. Zamknęła drzwi na klucz, przez co uwięziła mężczyznę w pomieszczeniu. Jedyną opcją dla niego w razie, gdyby chciał się wydostać było wyłamanie drzwi, ale w tym stanie prędzej skrzywdziłby się niż by tego dokonał. Zbliżał się już wieczór, a dźwięki typowe dla tej pory były zagłuszone przez znajdujące się nieopodal służby miasta. Właścicielka mieszkania nie mogła przestać myśleć o wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło. Czeka ją poważna rozmowa z tymczasowym "lokatorem"... Rzecz jasna, przenosząc do swojego domu na wpół żywych i ich torby można zapomnieć o zrobieniu zakupów, jak stało się właśnie w tym przypadku. Rachel zjadła więc na kolację to, co jeszcze zostało, a następnie poszła przygotować się wcześniej do snu, co chwilę zerkając nerwowo na korytarz. Nie miała ochoty na czytanie książki bądź oglądanie filmu czy telewizji - wyczekiwała jedynie rozmowy i wyjaśnienia całej tej, delikatnie mówiąc, nietypowej sytuacji. Minęły jednak dwie długie godziny nim udało jej się zasnąć. Często budziła się w nocy.
Za którymś razem, gdy znów się obudziła do pokoju wpadały promienie słońca. Przywitała ranek z ulgą. Nie była to jej najlepsza noc, ale to było nieistotne - cieszyła się, że nareszcie nastał świt. W pierwszej kolejności zajrzała po cichu do swojego "gościa" - ten wciąż leżał z zamkniętymi oczyma, czym sprawił dziewczynie niemałą ulgę. Wpadające przez niewielką, czystą szybkę w drzwiach garażowych światło pozwoliło jej jednak lepiej przyjrzeć się mężczyźnie... i aż zaniemówiła. Uświadomiła sobie, że znała go. Jakiś czas temu pojawił się w klubie, w którym pracowała i pytał, gdzie w mieście można się tanio zatrzymać. Zamknąwszy go z powrotem, poszła do łazienki. Delikatny malunek, uczesanie włosów i kilka typowych dla niej czynności porannych później zaczęła przygotowywać śniadanie. W świetle wczorajszych wydarzeń oraz dzisiejszego odkrycia nie miała specjalnie apetytu, jednak potrafiła się zmusić do jedzenia. Wiedziała, że w takich sytuacjach organizm w szczególności potrzebuje energii. Zastanawiała się, czy może owy leżący garażu mężczyzna nie uciekał przed kimś, a ten ktoś dopadł go na miejscu. Po ich pierwszym spotkaniu było bowiem oczywiste, że była to osoba nowa w mieście. Rozważając przeróżne możliwości, Rachel wypiła dużą, gorącą kawę i zabrała się za mycie naczyń. Postanowiła, że swego "gościa" poczęstuje dopiero, kiedy ten się obudzi. To mogło nastąpić dzisiaj, jutro, a może i pojutrze - nie było sensu teraz czegoś robić i później wyrzucać. Mimo wszystko, po umyciu naczyń udała się do garażu jeszcze raz... i, ku jej zaskoczeniu, mężczyzna chwilę później otworzył powoli oczy. - Dzień dobry - rzuciła, po czym oparła się plecami o ścianę i skrzyżowała ręce na piersi. Może nareszcie czegoś się dowiem, pomyślała.
|
|
|
Post by Peter Grent on Jul 5, 2018 14:12:49 GMT 1
Peter otworzył oczy dopiero, gdy kobieta weszła do garażu, choć przytomny był już od kilku minut. Układał sobie w głowie możliwe scenariusze tej rozmowy. Cały czas czuł ból, choć teraz był mniejszy niż ostatnio. Skierował swój wzrok na nią. Doznał miłego zaskoczenia. Już sobie przypomniał, skąd znał tą kobietę. Była to barmanka z klubu „Bonilvio”. Dała mu ona wtedy adres motelu i mapę miasta. - Barmanka... - powiedział usiłując się uśmiechnąć. Miało to być powitanie. Choć jego głos był osłabiony, dało się go bez problemu zrozumieć. - Dziękuję... – rzekł wskazując na opatrunki na swoim ciele. – Podejrzewam, że masz parę pytań. Zanim ci na nie odpowiem, khekhe powiedz mi jak długo byłem nieprzytomny i czy zaglądałaś do torby? – zapytał wskazując na torbę w kącie.
|
|
|
Post by Rachel Williams on Jul 5, 2018 17:17:41 GMT 1
- Resztę wczorajszego dnia, całą noc i tyle, co dzisiaj. Mamy ranek - rzuciła, kierując wzrok w stronę małego okienka w drzwiach garażowych.
|
|
|
Post by Peter Grent on Jul 5, 2018 21:04:38 GMT 1
- Czy zaglądałaś do torby? - zapytał ponownie. Nie chciał urazić swej wybawicielki, ale musiał wiedzieć.
|
|
|
Post by Rachel Williams on Jul 6, 2018 0:08:29 GMT 1
- Nie - odrzekła, po czym zamilkła, zastanawiając się jakie zadać pytania i w jakiej kolejności. Doszła jednak do innej konkluzji. - Jako że mogę nie znać właściwych pytań, zróbmy tak, że pan sam mi opowie tyle, ile muszę wiedzieć. A w zasadzie to tyle, ile jest mi pan winien... w swoim własnym mniemaniu. Była... sama nie wiedziała, jak to nazwać. Wyczekiwała tej rozmowy, ale jednocześnie obawiała się jej konsekwencji. Niemniej, starała się nie okazać ani cienia wątpliwości - mówiła jasno i zdecydowanie, brzmiąc jakby była pewna tego, czego od niego oczekuje.
|
|
|
Post by Peter Grent on Jul 6, 2018 7:00:11 GMT 1
- Niech będzie. – zgodził się Peter. Nie był pewny odpowiedzi kobiety, ale postanowił jej zaufać. Jej oferta była mu bardzo na rękę. – Słyszała może pani o gangsterze imieniem John Wolf? Był to psychopatyczny szef bardzo niebezpiecznego gangu. Trafił do więzienia kilka lat temu. A teraz wyszedł. Miał on siostrę, Donnę. Była ona właścicielką motelu. Okazała mi wielką dobroć przez ostatnie tygodnie, zaprzyjaźniłem się z nią i jej córką. Nie wiem, co chciał Wolf osiągnąć przyjeżdżając do motelu, ale na pewno było to złe. Przyjechał z dwoma zbirami. Jednego z nich zastrzeliłem. Drugi... razem z Wolf’em wyprowadzili Donnę na zewnątrz. Nie wiem jak to się stało, działo się to zbyt szybko, ale zabił ją. Zabił Donnę. – skłamał. Całe to wyznanie sprawiało mu ból. Łzy zaczęły mu spływać powoli po policzkach. – Zabił ją i uprowadził Cassie. Zawiodłem, nie udało mi się go powstrzymać. – zasłonił oczy dłońmi. Nie chciał by kobieta widziała jego łzy. Oddychał głęboko, a serce biło mu szybko, za szybko.
|
|
|
Post by Rachel Williams on Jul 6, 2018 11:25:42 GMT 1
Kobieta zatrzymała się jednak na czymś, co mężczyzna stwierdził w połowie swojej opowieści. - Pan... zabił... człowieka? - zapytała tak, jak gdyby nie była pewna, czy właściwie go zrozumiała.
|
|
|
Post by Peter Grent on Jul 6, 2018 12:30:04 GMT 1
- Tak. Próbowałem ich powstrzymać przed krzywdzeniem niewinnych do cholery! Nie dałem rady. Takie bydlaki jak oni, są szkodnikami w tym kraju, trzeba ich zlikwidować, by nie zagrażali niewinnym. Nie było innej możliwości. Zdziwiona? Przecież to cholerna Ameryka. - Peter nie rozumiał jej zdziwienia. Jak inaczej miał powstrzymać zbirów? Ochrona niewinnych wymaga przecież poświęceń.
|
|
|
Post by Rachel Williams on Jul 6, 2018 15:13:17 GMT 1
Nie odpowiedziała od razu. Wydawała się wręcz urażona jego tokiem myślenia. - Dogadałby się pan pewnie z tym gościem z portu. Słyszał pan o nim? Jestem pewna, że przyświecał mu równie cnotliwy cel zanim zginęły wszystkie zakładniczki na promie, na którym postanowił "zaprowadzić sprawiedliwość" - stwierdziła sarkastycznie.
|
|
|
Post by Peter Grent on Jul 6, 2018 16:34:29 GMT 1
Peter zaniemówił. Pierwszą myślą było to, że ona o wszystkim wie. Po chwili zrozumiał, że mogła rzucić tą aluzję przypadkowo. Rozdrażniło go też to, że miała ona trochę racji. - To co się tam stało... było... rzeczywiście złe. Nie pochwalam... tak radykalnych... poczynań. Ale nie zmienia to faktu, że trzeba zrobić porządek z gangami. – było mu rzeczywiście przykro z powodu śmierci zakładniczek. Wtedy myślał, że zrobił to co słuszne. Może, był wtedy zbyt wściekły? Może, był zbyt egoistyczny w rozdawaniu sprawiedliwości? A może to jest wojna, a wojna wymaga ofiar? Sam już nie wiedział. To jedno zdanie rzucone przez kobietę zburzyło jego pewność siebie. Zaczynał wątpić w swe postępowanie. Zamyślił się na chwilę. Gdy wrócił pamięcią do porwania Cassie, wróciła mu pewność siebie... i gniew. - Gdyby ktoś chciał zabić wiele osób, w tym osobę, którą pani kocha, a miała by pani broń i jedną, jedyną okazję by powstrzymać go. Zabiłaby pani by ocalić niewinnych lub ukochanych? - zadał to pytanie patrząc w oczy kobiecie, mówił spokojnie, ale stanowczo.
|
|
|
Post by Rachel Williams on Jul 6, 2018 19:26:50 GMT 1
Mężczyzna rzucił bardzo osobiste pytanie, na które Rachel nie była specjalnie gotowa. Zastanowiła się. Wyobraziła sobie przedstawioną przez niego sytuację, sytuację, w której zapewne sam się wcześniej znalazł. W swojej wyobraźni trzymała pistolet i musiała wybierać między pociągnięciem za spust i odebraniem życia a pozostaniem niewinną i patrzeniem, jak inni umierają przez jej decyzję. Rachel myślała jednak wielowymiarowo. A ta cecha przydawała się w podobnych sytuacjach, nawet, jeżeli były jedynie wyobrażeniami. - Strzeliłabym w nogę - rzekła, nie mogąc powstrzymać drobnego uśmiechu skierowanego w stronę swojego rozmówcy.
|
|