Post by Rey Wolfgang on May 22, 2018 22:58:00 GMT 1
Niegdyś, jeden z najbardziej używanych, najbardziej prestiżowych doków, gdzie dokowały najdroższe łódki z wielu krajów. Niestety, przez ostatnią falę przestępczości, jest teraz używany tylko przez przemytników jak i Kartele narkotykowe z Kolumbii. Było to też ulubione miejsce dla dillerów, gwałcicieli i innych psycholi.
Alan przyjechał specjalnie 10 minut wcześniej, na rozpoznanie terenu. Auto zaparkował w zaułku niedaleko portu, żeby nic nie wyglądało nie tak. Dok był niczym miasto widmo. Jedynie było słychać wiatr i to nie ten sam przyjemny wiatr co na molo. Był on bardziej dziki - niekontrolowany i bardzo nieprzyjemny. Alan od razu wiedział, że to jest to miejsce, gdzie Kolumbijczycy spotkają się z celem. Ten dok nie był tylko idealnym miejscem spotkań dla obu ze stron, ale także idealnym polem do popisu dla Alana - minimalne oświetlenie, nikt niemalże tędy nie przychodzi i jedynie odgłosy strzałów, mogłyby zaalarmować mieszkających niedaleko stąd cywili. Na szczęście jedyny planowanym wystrzałem, jest ten z tłumika. Alan wtopił się w cieniu na jednym z kontenerów położonym niemalże idealnie na środku doku paręnaście metrów oddalonych od prawdopodobnego miejsca spotkania.
Wybiła północ.
Nie minęło wcale tak dużo czasu i pojawił się pierwszy samochód. Z niego, wysiadło 5 Kolumbijczyków z czego dwóch z nich byli uzbrojeni w karabiny AK-47. Pozostała 3 była ubrana w garnitury i prawdopodobnie każdy miał przy sobie jakiś bardziej poręczny pistolet. Dwójka z karabinami została przy aucie, z czego pozostała 3 wyciągnęła z bagażnika czarne worki, prawdopodobnie wypełnione kokainą. Poszli do miejsca, które Alan podejrzał i rzucili przed sobą worki, prawdopodobnie czekając na cel. Bingo. Ich auto było oddalone kilkanaście metrów od nich. Alan usłyszał motocykl, który zbliżał się do miejsca spotkania. Motocyklista zatrzymał się, po czym ściągnął swój kask. To był on. Cel. Alan szybko ruszył w kierunku auta Kolumbijczyków.
Na jego szczęście, byli oni bardziej zajęci pogaduchami ze sobą, niż pilnowaniem czegokolwiek. Alan szybko zaszedł jednego z osiłków od tyłu, wbijając mu nóż w gardło i posłał szybko kulkę w stronę drugiego, zanim ten zdążył się zorientować co się stało. Alan schował ciała za auto i schował się za kontenerem, gdzie rozgrywał się główny event.
-Ty skośnooki skurwysynie! - krzyknął jeden z Kolumbijczyków - Gadaj baranie gdzie jest kasa, albo urządzimy sobie tutaj drugą Hiroshime! - pozostała dwójka próbowała uspokoić, poddenerwowanego kolegę, ale bez skutecznie. Cel, jedynie się uśmiechał prowokacyjnie i nic nie mówił.
Alan zastanawiał się jakby tu wybawić tą czwórkę z ich kółeczka, więc postanowił użyć najstarszy, ale nadal bardzo skuteczny wabik. Rzucił kamieniem na tyle blisko jego, żeby móc zabić chociaż jednego i na tyle daleko od ich auta, żeby nie zbudzić więcej podejrzeń. Carlos?! - krzyknął jeden z Kolumbijczyków, po czym wydarł się na pozostałą dwójkę, prawdopodobnie, żeby to sprawdzić. Alan wdrapał się na jeden z kontenerów i cierpliwie czekał na swoją okazje.
Dwójka Kolumbijczyków było już wystarczająco oddalona, że Alan mógł już działać. Jeden z nich był dokładnie pod kontenerem na którym krył się Alan i niezwłocznie, posłał kulkę w jego stronę, trafiając prosto w głowo. Alan szybko zeskoczył z kontenera, kiedy zauważył go drugi Kolumbijczyk, Alan szybko wyciągnął nóż i rzucił w jego stronę, trafiając prosto w głowę. Upadł od razu na ziemie, nim zdążył cokolwiek z siebie wydusić. Alan jedynie podszedł, żeby wyciągnąć nóż z czaszki adwersarza i nagle usłyszał śmiech. Co się tam działo?
Kolumbijczyk był wściekły, niemalże przerażony. - Co się śmiejesz jebany ching chongu?! - Wyciągnął pistolet i wycelował w cel. - Śmieszy Cię to tak?! Kogoś kurwa tutaj ze sobą zaciągnął?! Armie sajgonek?!
Alan wychylił się za Kolumbijczykiem i kiedy ten się odwrócił, oberwał jedną kulką w klatkę piersiową i drugą w głowę. Cel, teraz bardziej donośnie zaczął się śmiać, patrząc się na Alana i rozkładając swoje ręce, po czym się wydarł.
A K U M A
Co do chuja? - pomyślał Alan, po czym posłał jedną kulkę w stronę celu, trafiając w głowę. O co tu chodziło? Jaki akuma? Alan wstrząsnął głową, żeby się otrząsnąć i pobiegł w stronę dzielnicy, gdzie było schowane jego auto. Wszedł do auta i ruszył w stronę swojego mieszkania.
Alan przyjechał specjalnie 10 minut wcześniej, na rozpoznanie terenu. Auto zaparkował w zaułku niedaleko portu, żeby nic nie wyglądało nie tak. Dok był niczym miasto widmo. Jedynie było słychać wiatr i to nie ten sam przyjemny wiatr co na molo. Był on bardziej dziki - niekontrolowany i bardzo nieprzyjemny. Alan od razu wiedział, że to jest to miejsce, gdzie Kolumbijczycy spotkają się z celem. Ten dok nie był tylko idealnym miejscem spotkań dla obu ze stron, ale także idealnym polem do popisu dla Alana - minimalne oświetlenie, nikt niemalże tędy nie przychodzi i jedynie odgłosy strzałów, mogłyby zaalarmować mieszkających niedaleko stąd cywili. Na szczęście jedyny planowanym wystrzałem, jest ten z tłumika. Alan wtopił się w cieniu na jednym z kontenerów położonym niemalże idealnie na środku doku paręnaście metrów oddalonych od prawdopodobnego miejsca spotkania.
Wybiła północ.
Nie minęło wcale tak dużo czasu i pojawił się pierwszy samochód. Z niego, wysiadło 5 Kolumbijczyków z czego dwóch z nich byli uzbrojeni w karabiny AK-47. Pozostała 3 była ubrana w garnitury i prawdopodobnie każdy miał przy sobie jakiś bardziej poręczny pistolet. Dwójka z karabinami została przy aucie, z czego pozostała 3 wyciągnęła z bagażnika czarne worki, prawdopodobnie wypełnione kokainą. Poszli do miejsca, które Alan podejrzał i rzucili przed sobą worki, prawdopodobnie czekając na cel. Bingo. Ich auto było oddalone kilkanaście metrów od nich. Alan usłyszał motocykl, który zbliżał się do miejsca spotkania. Motocyklista zatrzymał się, po czym ściągnął swój kask. To był on. Cel. Alan szybko ruszył w kierunku auta Kolumbijczyków.
Na jego szczęście, byli oni bardziej zajęci pogaduchami ze sobą, niż pilnowaniem czegokolwiek. Alan szybko zaszedł jednego z osiłków od tyłu, wbijając mu nóż w gardło i posłał szybko kulkę w stronę drugiego, zanim ten zdążył się zorientować co się stało. Alan schował ciała za auto i schował się za kontenerem, gdzie rozgrywał się główny event.
-Ty skośnooki skurwysynie! - krzyknął jeden z Kolumbijczyków - Gadaj baranie gdzie jest kasa, albo urządzimy sobie tutaj drugą Hiroshime! - pozostała dwójka próbowała uspokoić, poddenerwowanego kolegę, ale bez skutecznie. Cel, jedynie się uśmiechał prowokacyjnie i nic nie mówił.
Alan zastanawiał się jakby tu wybawić tą czwórkę z ich kółeczka, więc postanowił użyć najstarszy, ale nadal bardzo skuteczny wabik. Rzucił kamieniem na tyle blisko jego, żeby móc zabić chociaż jednego i na tyle daleko od ich auta, żeby nie zbudzić więcej podejrzeń. Carlos?! - krzyknął jeden z Kolumbijczyków, po czym wydarł się na pozostałą dwójkę, prawdopodobnie, żeby to sprawdzić. Alan wdrapał się na jeden z kontenerów i cierpliwie czekał na swoją okazje.
Dwójka Kolumbijczyków było już wystarczająco oddalona, że Alan mógł już działać. Jeden z nich był dokładnie pod kontenerem na którym krył się Alan i niezwłocznie, posłał kulkę w jego stronę, trafiając prosto w głowo. Alan szybko zeskoczył z kontenera, kiedy zauważył go drugi Kolumbijczyk, Alan szybko wyciągnął nóż i rzucił w jego stronę, trafiając prosto w głowę. Upadł od razu na ziemie, nim zdążył cokolwiek z siebie wydusić. Alan jedynie podszedł, żeby wyciągnąć nóż z czaszki adwersarza i nagle usłyszał śmiech. Co się tam działo?
Kolumbijczyk był wściekły, niemalże przerażony. - Co się śmiejesz jebany ching chongu?! - Wyciągnął pistolet i wycelował w cel. - Śmieszy Cię to tak?! Kogoś kurwa tutaj ze sobą zaciągnął?! Armie sajgonek?!
Alan wychylił się za Kolumbijczykiem i kiedy ten się odwrócił, oberwał jedną kulką w klatkę piersiową i drugą w głowę. Cel, teraz bardziej donośnie zaczął się śmiać, patrząc się na Alana i rozkładając swoje ręce, po czym się wydarł.
A K U M A
Co do chuja? - pomyślał Alan, po czym posłał jedną kulkę w stronę celu, trafiając w głowę. O co tu chodziło? Jaki akuma? Alan wstrząsnął głową, żeby się otrząsnąć i pobiegł w stronę dzielnicy, gdzie było schowane jego auto. Wszedł do auta i ruszył w stronę swojego mieszkania.