|
Post by Ethan Jones on May 24, 2018 21:37:55 GMT 1
AKT I - "Ciepły deszcz"
Wschodnia część miasta, blisko lotniska. Godziny wieczorne.
Zakapturzona postać poruszała się powoli w stronę opuszczonego motelu który znajdował się blisko autostrady. Padał jedynie swobodnie deszcz, który swoim dźwiękiem towarzyszył przejeżdżającym samochodom. Podszedł on do bocznego wejścia ukrytego na tyłach motelu i zauważył drzwi. Zamek był otwarty, więc ruszył do środka zamykając za sobą mechanizm. W środku było zejście z drewnianymi schodami które widocznie powoli się rozkładały, zapach stęchlizny dawał wrażenie że miejsce jest częściej odwiedzane przez szczury. Z zewnątrz do środka kapał mimowolnie deszcz. Wszystkie pomieszczenia były wyłożone zewsząd cegłą. Na końcu schodów rozpościerał się mały pokój na którym końcu siedział mężczyzna na składanym krześle, ustawiając przy tym przed sobą pasjansa. Podniósł lampę ze stołu żeby zobaczyć kto przyszedł. Dostrzegł osobę w płaszczu z kapturem z wyrytym “P” nad brwią. - O, Ethan, witaj. - powiedział to przesuwając dodatkowe krzesło w jego kierunku - Jak się sprawy mają na mieście? Odpalę radio. Ethan przysiadł się do mężczyzny i spoglądał do niego. Na krótką chwilę leciała muzyka AC/DC, jeden z starszych hitów na tą chwilę. Jak sygnał się urwał, mężczyzna gniewnie uderzył w stół.
- Pierdolone ustrojstwo! Ech, no cóż, ja jednak nie o tym miałem mówić. Słucham Ciebie. - Ostatnio towar nie schodzi, tak samo zleceń odgórnie nie dostaje, a od Ciebie żadnego telefonu, ani nic. Mężczyzna wzdrygnął się na chwilę i spojrzał się na Jones’a. - Jeśli mógłbyś zauważyć co się dzieje wokół na wszystkich to pewnie byś dwa razy przemyślał o czym właściwie mówisz - Ethan słysząc to, założył jedno dłonie za krzesło i zsunął się na krześle - Faktycznie dziadku - dorzucił mu, marszcząc czoło Mężczyzna stanął naprzeciw Ethana, przez co dało się dojrzeć jego wyglądowi. Miał owalną - grubą twarz, opadłe policzki, zmęczone małe oczy. Był ubrany w biały tank top, na nim założona skóra, a na szyi wisiał krzyż z Jezusem Chrystusem. Nazywał się Rick Green, miał blisko 50 lat. - Widzę, że nastrój Ci sprzyja. - Oczywiście - Mówiąc to Ethan stanął Rickowi naprzeciw. Stali tak przez chwilę wymieniając się spojrzeniami, aż obaj usiedli. Rick zebrał wszystkie karty i zaczął je tasować w ręce. Siedząc w takiej ciszy, “Ptak” obserwował starszego jak tasuje talie. - Chcesz zagrać partyjkę? - Pewnie. Rick posiadał przy sobie torbę z której wyciągnął żetony i podał chłopakowi. Ten, podzielił je na małe równe stosy. Obydwaj dostali dziesięć brązowych, pięć srebrnych i dwa złote monety. - Rozumiem że to jest krótka partia? - Zapraszałeś mnie tutaj, więc coś jest na rzeczy. Nie przyszedłem tutaj dla gry. - Właściwie to tak, pamiętasz Thomas’a? - Tego co wbił do jakiejś siksy na chatę i potem zwrócił na siebie uwagę policji? - Tak, zastrzelono go ponad tydzień temu. W okolicach portu dorwali go ruscy. - Myślałem że z nimi współpracujemy. - Gra się zmienia, chłopcze. Przerwał dialog żeby rozdać karty. Ethan w tym rozdaniu dostał trójkę trefl i czwórkę karo. Na stole leżały dwójka kier i czwórka trefl. - W związku z tym nasz oddział w Miami drastycznie się skurczył od ostatniego czasu, zostało nas jedynie czterech. - Czterech dillerów? Trzech w takim razie ubyło, Thomas to jeden. - A razem z nim Alex i Thunder - Serio? Lubiłem sukinkotów. Ethan wyłożył jedną brązową monetę, Rick dwie. Młody postawił kolejne dwie a starszy sprawdził. Wyłożono kolejną kartę. As karo. - Będzie dla Ciebie tak czy siak robota, tylko musieliśmy podjąć wcześniej odpowiednie kroki. Dlatego dopiero teraz ciebie wezwałem. - Tak? To może powiesz mi w końcu na czym stoimy? - Po ostatnich burzach które miały miejsce dwa miesiące temu dochodziło do czystek przestępców. Ruskie koty wyszły na ulice i szukały naszych ludzi. Thunder puknął od nich jedną szmatę która zakręciła sobie go wokół palca. Ethan sprawdził, tak samo postąpił starzec. Kolejna karta. Dama kier. - Zgaduje że szybko znalazł kłopoty? - Praktycznie następnego dnia, mówiłem mu żeby trzymał się od tego z daleka. Dostał kulkę niedaleko “Bonilvio”. “Ptak” postawił dwie srebrne monety, Rick wzniósł się delikatnie i postawił złotą monetę(dwie srebrne=jedna złota). Ostatnia karta, Król pik. - Bonilvio? Przecież to jest nasz teren! - Był, ostatnio tam ćpali jakiś towar nie od nas. Jak mówiłem, gra się zmienia. - A co z naszym szefem z Dallas? - Na ten moment jesteśmy całkiem sami. Pokazuj karty. Ethan położył swoje karty na stole i zebrał parę czwórek. Rick się wzburzył i rzucił swoje karty, Dodatkowy Jopek i 10 kiero zebrały strit. - Przyłożyłbyś się chociaż. - Następnym razem. - Jasne, jutro wyruszasz do klubu i obadasz teren w okolicach wieczora - Ha, rozumiem że mam iść na śmierć? Chcesz żebym na coś zwrócił uwagę? - Nie całkiem, można by rzec że nadal jest tam spokojnie, przed śmiercią Alexa, Megan sprzedała tam towar jakimś studentom. I tak, czy przypadkiem nie ma jakiś innych chłystków którzy się tam kręcą. - Dobra, w takim razie się zbieram przygotować. Ethan wstając z krzesła i podnosząc swój płaszcz ruszył w stronę schodów. Nie ukrywał goryczy z - Słuchaj, następnym razem wszystko Ci jeszcze raz powiem. Teraz leć i zbierz myśli. - Jasne. Do następnego, jestem przy telefonie.
Starzec zebrał i ponownie przetasował karty obserwując przy tym młodego jak wychodzi z kryjówki. Ten zaś skierował się do swojego mieszkania.
|
|
|
Post by Ethan Jones on Jun 5, 2018 11:10:12 GMT 1
(El Huervo - Shelter, dalej jako mini hymn tego miejsca)
Ethan zmierzał bezpośrednio do motelu, po drodze jedynie upewniał się czy nie jest obserwowany. Z uwagi na swój średni stan, oglądał terenu niedokładnie. Jednak pomimo wszystko upewnił się że nikt nie chodził za nim. Historia się powtórzyła, drzwi były od wewnątrz otwarte, więc Ethan nie miał problemu z wejściem do środka. Zszedł na dół ogarnięty zapachem zgnilizny, lecz z tym było coś słychać, czyżby jęki? Schodząc do tego samego pomieszczenia widać było ten sam stolik z krzesłem i lampką. Zbudził go z taktu rzut nożem wykonany przez postać która była schowana w cieniu, Ethan wzdrygnął się mimowolnie żeby zdać sobie z sprawę że kobieta rzuciła swój nóż w tarcze bez jakichkolwiek oznaczeń. Odwrócił z powrotem wzrok na małą sale. Tym razem widział trzy postacie. Rick, który siedział przy stoliku standardowo tasując karty, obok niego kobieta która przyparła się do muru, widoczne od niej były jedynie białe przyciasne spodnie przylegające do szczupłych nóg. Naprzeciwko kobiety i po prawicy Ricka leżał jakiś związany sznurem człowiek, wyglądał jakby od kilku godzin był regularnie bity. Rick przerwał tasowanie kart i położył ją na stole, patrzył się na Ethan sędzinym wzrokiem. - Dobrze się chociaż bawiłeś na “Wiośnie”? - Zaczął mowę, powolnym ale wwiercającym się tonie, tak jak próbuje się opamiętać swoje dziecko które dopuściło się przestępstwa na oczach dorosłych - Jedyny problem jaki tam miałem, to ten, że śledzili mnie. Wiedziałeś że tak może być - Ethan zaś w odpowiedzi przybrał spokojniejszy, opanowany ton. Chciał tym podkreślić że podchodzi do tego wszystkiego trzeźwo. - Nie spodziewałem się że mogliby zacząć od jakiś konkretniejszych działań. Muszę przyznać że zadziwili mnie - Na to zdanie starzec rozłożył karty przez cały stolik. Na oko widać było że zmieścił tam jedynie blisko 15 kart - Podejdź i wybierz - Oznajmił chłodno Rick Ethan słysząc to podszedł bez słowa do stoliku i rozsiadł się przy nim. Skupił całkowicie wzrok na wszystkich kartach, po chwili namysłu i ciszy wybrał jedną kartę. Dwójka trefl. Rick widząc to gestem poprosił żeby Ethan oddał mu kartę którą przystawił bliżej siebie. Ptak niewiele myśląc oddał kartę. Rick położył ją po swojej stronie blisko krawędzi. Resztę kart zebrał i zaczął tasować. Ethan widząc to spuścił wzrok na jego prawą stronę żeby dojrzeć kobiety. Po krótkich oględzinach już wiedział kim ona jest. - Witaj, Megan. - Cześć, Ethan. Przywitanie było niezwykle zimne i wybawione innych uczuć. - Słuchaj Ethan, widzisz tego kolesie po twojej lewej? To był jeden który dostał od ciebie kulę na start w ramię. Trafiłeś go bezpośrednio w nerw który wyłączył mu ramię. - Świetnie, ale czy przypadkiem wam o czymś nie mówił skoro go tutaj trzymacie? Zresztą, jakim cudem się dowiedzieliście o strzelaninie przed Policją że mieliście chwilę żeby go zabrać? - Byłam w pobliżu, Rick do mnie zadzwonił i kazał spojrzeć czy nie ma Cię gdzieś niedaleko “Bonilvio” - Oczy młodszej dwójki spotkały się, pomimo tego że Ethan bez światła nie mógł dobrze dojrzeć twarzy kobiety. Ona zaś patrząc na to zwróciła się w kierunku tarczy, zebrała stamtąd nóż i małe rozkładane krzesło które ukradkiem tam leżało. Wróciła się do dwójki mężczyzn i rozsiadła się, rzucając nogę na nogę. Rick w tym czasie zrobił to samo co wcześniej. Rozłożył karty przed Ethanem i kiwnął głową. Jones dobrał kolejną kartę, Jopek piko. Oczy Ricka na chwilę się zaświeciły. Zebrał karty i ponownie tasował. Ethan odwrócił się w stronę Megan i zaczął ją oglądać. Miała ciemniejszą karnację, krótkie czarne włosy które odsłaniały delikatnie czoło, nosiła szary t-shirt z skórą i czarne kozaki. Była blisko trzydziestki. Megan łapiąc wzrok Ethana, odwzajemniła mu groźnym spojrzeniem - Chyba teraz musisz się skupić na czymś innym, dzieciaku - Powiedziała do niego chłodno wskazując na niego palcem. Ethan zarechotał do tego. - Masz rację, mamo - W tej chwili spoważniał - Lecz musisz mi w końcu na wszystko odpowiedzieć. Czy Policja już nas próbuje rozwiązać? Widziałem wiadomości, tego skurywysyna bez włosów zabrali. Jaki w tym wszystkim udział ma “Bonilvio”? Na co my tak właściwie czekamy? Czy coś wiesz na temat ostatnich porwań? - Musisz coś wiedzieć, chłopcze. Że czasy które nadeszły są dla nas bardzo złe - Z talii wyciągnął króla dzwonek. Położył go na środku. Razem z Jopkiem wraz z przylegającym mu bliżej dwójką. Sięgnął do torby którą miał przy sobie, schował karty i wyciągnął nóż sprężynowy który położył na stole - Musisz wiedzieć że mamy teraz całe Miami na ogonie. Ruskie jak widać już nas szukają, kolumbijczycy mają swoje problemy, Policja ostatnio dziwnie się zachowuje od porwania naszego. Podejrzewa się na mieście że ludzie którzy teraz mają faktycznie wpływ na to miasto kręcą się wokół tego klubu. Chciałem, żebyś doglądał się takowych, jak mniemam nic nie znalazłeś poza kłopotami w “Wiośnie”. Zresztą też musisz mi o tym opowiedzieć. Ponieważ jesteśmy od niedawna sami, jak te karty na stole. Tak, nie masz co się dziwić. W prawdzie została nas tylko trójka. Tak, wszystko o tym w Dallas wiedzą. I wiesz co? Mają nas kompletnie w dupie, to że każdego dnia jesteśmy -kurwa- otoczeni przez jebanych psycholi, że umieramy w tym jebanym wypizdowie. Że wszystko się kurwa tutaj pieprzy! Po tych słowach zapadła cisza, Rusek który leżał niedaleko zaczął się wiercić. Ethan obracając się do niego zauważył jak Rick wstawał w kierunku więźnia z nożem w ręce. - Najlepsze jest to, że nasi zginęli w ostatnich najbliższych strzelaninach. Ostatnio w “Sabbacie” doszło do przepychanek w których nasz zginął zarabiając na nasze zasrane życia, gdy tam zaczęli się mordować. Słuchaj mnie ty, przebrzydły chuju, wpierdolę Ci ten nóż w jebane żebra i wywrócę Ci organy do góry nogami, dziurawiąc je w międzyczasie - Ethan słysząc to jak Rick przybliża ruskowi który właśnie się obudził, zwrócił się w stronę kart na stole. - Znasz Reya Wolfganga? - Na te obojętne słowa Ethana Rick się wzbudził. - Że jak? Skąd go znasz? To przez to chodzisz jak pobity? - Tak jakby, ocalił mnie w Wiośnie. - Wiedziałem że coś jest nie tak, z ciebie jest kompletna ciota jeśli chodzi o pistolety - Rick wstał i przysiadł się ponownie do stołu. Megan nie zmieniając pozycji słuchała rozmowy z zaciekawieniem, nie spuszczając swojego poważnego tonu z twarzy - Słuchaj no, Rey jest niebezpieczny. Wykorzysta cię jeśli ci swój numer. Zapierdolił własnego ojca wtedy kiedy ruchał się z ruskimi kiedy nie trzeba było, tak, dostał zlecenie żeby kropnąć własnego rodzica - Kończąc zdanie przeklnął pod nosem i wziął papierosa zapalając go. - Myślałem że nie palisz. - Od niedawna zacząłem. Nie istotne, Rey jest niebezpieczny i trzymaj się od niego z daleka. Ethan rzucił wizytówką Reya na stół. Rick spojrzał się jej prędko i począł spowrotem mówić. - Nie zdziwiłoby mnie to gdyby okazało się że to on stoi za tymi porwaniami których nie da się wyjaśnić. Giną różni ludzie, którzy mogliby być dla niego przydatni. - Hmph, rozumiem. Dlatego u siebie w domu przyjął mnie chlebem i solą, łatając moje rany. Najgorsze jest to że wie gdzie mieszka. - Tak? No to już przepierdolone. W środku u ciebie może być jakaś poszlaka na mnie, jeśli tam się wróci akurat jak Ciebie nie ma, dowie się o moim miejscu zamieszkania. A wtedy będzie bardzo źle dla nas wszystkich. - Poraz kolejny Ethan pokazuje że jest wymoczkiem, który nie jest w stanie przypilnować biznesu oraz zadbać o nasze wspólne dobro. Ruski siedział w tej burzy rozmowy cicho i doglądał się z spokojem postaci oświetlonych przez lampe. - Powinieneś zacząć znowu pracować, zamiast zajmować się zwiadem. - Tak, szczególnie że był jedynym który mógł się tego podjąć, masz dobry cel z pistoletu ale bijesz się jak kaleka. - Mówi to ten który jest jedynie w stanie zbierać informację od wszystkich siedząc tutaj bezczynnie, czekając na chuj kurwa wie co. - Zamknij się kobieto! Gdybym nie miał rozjebanych nóg, to może bym robił coś więcej! - Rick się tak zdenerwował że kopnął kolanem w stół, z wibracji, karta z dwójką spadła na ziemię. - Załatw mi towar i powiedz co gdzie i jak. - Argh, właściwie to jest coś czym mógłbyś się zająć. Na dokach czeka dostawa dla studenciaków z “Bonilvio”. Normalnie poszłoby to gdzie indziej, do Sabbatu czy Wiosny, ale sam wiesz dlaczego. - Co robimy z Reyem? - Po tym pytaniu nastąpiła cisza która trwała w swoje - Wiesz, mogę się z nim skontaktować i odgadnąć jego motywy. Patrząc ilu nas teraz jest, nie zaszkodzi zagrać o coś razem. Może pieniądze albo coś innego będzie odpowiednią kartą przetargową Rick się delikatnie zawahał, ale potwierdził kiwając głową. Na jego twarzy zaczął spływać pot. - W takim razie, trzymaj telefon. Skontaktujesz się z nim i obgadasz wszystko, musimy stanąć na nogi. Odbierając towar spytaj się o następną dostawę. Zadzwonisz do mnie, masz kartkę, przekaże potem Megan co się da. Zajmie się swoją robotą a Ty swoją. Musisz dowiedzieć się co planuje Rey i zadziałać na nasz wspólny koszt. - Jasne, będę w kontakcie. - Z tymi słowami Ethan podniósł się i ruszył do wyjścia, wchodząc na górę zamknął drzwi i wrócił do domu.
- Jesteś pewien, że to dobry pomysł? - Nie mamy innego wyjścia - Mówiąc to Rick zgasił peta i zaczął bić więźnia do nieprzytomności.
|
|