Post by Demon on May 28, 2018 19:03:47 GMT 1
15 marca, niedziela
23:27
Demon przestał się ruszać, gdy dotarł do niego dźwięk otwierających się drzwi.
Następnym, słyszalnym jedynie dzięki panującej w obszernym pomieszczeniu absolutnej ciszy odgłosem były czyjeś kroki. Ostrożne i uważne, zmierzające bardzo powoli na dół. Demon obrócił się bezszelestnie i utkwił wzrok w prowadzących na górę schodach. Jego oczy były tak przyzwyczajone do panującego tu mroku, że były w stanie go przeniknąć.
Do pomieszczenia wszedł uzbrojony w strzelbę mężczyzna. Tuż po zejściu ze schodów sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej zapalniczkę, która miała najwyraźniej zrekompensować mu brak lepszego źródła światła. Zatrzymał się i zaczął nasłuchiwać. Po chwili zwrócił głowę w kierunku w którym stał Demon, po czym skupił wzrok, zapewne próbując coś dostrzec. Demon oczekiwał w bezruchu na jego następne posunięcie, a ten zaczął stawiać kroki w jego stronę.
Nie czekał dłużej. Błyskawicznym ruchem chwycił za schowaną w kieszonce strzykawkę, zdjął z niej nakładkę osłaniającą igłę i jednym, płynnym ruchem ręki rzucił nią centralnie w mężczyznę. Ten, gdy dostał, zareagował na to pełnym zaskoczenia krzykiem. Prędko wymacał i wyciągnął wbity w ciało przedmiot, ale Demon wiedział, że na nic mu się to nie zda. Widząc, że mężczyzna opada na kolana, podszedł do niego, by ten mógł go zobaczyć. Klęczący podniósł głowę i Demon dostrzegł, że jego wzrok był już zamglony.
- Witamy w Otchłani – oznajmił.
Wtedy jego przeciwnik poderwał się nagle z kolan, pochwycił strzelbę i strzelił na oślep w jego kierunku. Śrut przeszył jedno z ramion Demona, co spowodowało, że ten zachwiał się i wydał przesączony nagłym bólem wrzask. Jego oponent skrzywił się w tym momencie, jak gdyby naszedł go gwałtowny ból głowy.
Nie czekając ani chwili dłużej, Demon sięgnął po skryte w stroju, małe noże. Wiedząc, że odziany w czarny płaszcz mężczyzna odda za chwilę kolejny strzał, odskoczył najdalej jak mógł w bok. Ten chybił, po czym zaczął wodzić po pomieszczeniu otumanionym wzrokiem. Wykorzystując tę chwilę, podbiegł do niego i wyprowadził atak. Oponent uniknął ciosu dosłownie o milimetry, po czym rzucił się w bok w celu uniknięcia kolejnego. Zdobył się nawet na próbę trafienia Demona pięścią, ale był zbyt wolny – uzbrojona w ostrza postać wykonała iście taneczny półobrót unikając przy tym ciosu i skracając dystans na tyle, by jej broń dosięgła dłoni mężczyzny. Walka w zwarciu była jego domeną i ta świadomość była jednym z elementów, które zapewniały mu przewagę.
Ubrany na czarno przybysz zareagował na to bardzo trzeźwo, bowiem odskoczył i chwycił pewniej swoją strzelbę, gotując się do strzału. Demon odpowiedział na to kilkoma błyskawicznymi unikami, które uchroniły go od otrzymania kolejnych obrażeń. Zaczął się prawdziwy wyścig, w którym najdrobniejszy błąd mógł doprowadzić do zguby jednego z nich. Demon starał się zbliżyć do mężczyzny, a ten z kolei nie przestawał odsuwać się najdalej, jak mógł. Jasne było, że zorientował się w sytuacji i wiedział, że tylko strzelba jest w stanie zapewnić mu zwycięstwo.
Raz za razem padały strzały. Wszystkie chybiały celu.
Gdy Demon był już dosyć blisko, mężczyzna zrobił coś niespodziewanego. Wziął zamach i rzucił swoją bronią w przeciwnika. Ten, uderzony w nogi, upadł na ziemię, ale w ciągu chwili poderwał się wykorzystując przy tym sprężystość własnego ciała. Twarz mężczyzny wyrażała w tej sekundzie nieme przerażenie, ale dało się na niej dostrzec także coś innego, bardziej subtelnego. Coś w rodzaju pewności, ugruntowania.
Demon wiedział jednak, co musi zrobić. Rzucił się wprzód, uderzając własnym ciałem w mężczyznę. Nieprzygotowany na zderzenie, wpadł on na znajdujące się w pomieszczeniu, małe podwyższenie i pojechał kawałek po podłodze, panicznie wymachując przy tym rękoma i nogami, jakby spadał z wysokiego budynku. Gdy się podniósł, zaczął zdyszany wodzić wzrokiem po podłodze, następnie po wyjmującym w tym czasie mniejsze, bardziej lekkie ostrza, Demonie i w końcu, z rozdziawioną buzią, zapatrzył się na chwilę jak gdyby w sufit. Demon wykorzystał tę sytuację by odskoczyć w tył, głębiej w ciemność. Gdy przeciwnik ponownie spojrzał w jego kierunku, zaczął rzucać w niego małymi przedmiotami. Rzucał je z dużym impetem i jeden za drugim i choć rzuty były celne, mężczyźnie udawało się ich raz za razem unikać o włos. Ale Demon wiedział, że w końcu nie starczy mu sił i kilkanaście sekund później pierwsze z ostrzy dosięgło celu, wbijając się w jego ramię. Drugie trafiło w górną część jednej z nóg. Dwa następne w klatkę piersiową. Kolejne przewróciło drgające już konwulsyjnie ciało na ziemię.
Walka była skończona.
Demon oparł się o kolana, ciężko oddychając. Po ustabilizowaniu oddechu podszedł bliżej do martwego, leżącego na plecach mężczyzny. Patrzył na rozlewającą się po ziemi wokół ciała krew.
Face stained in the ceiling
Why does it keep saying
Śledząc jej ruch, dostrzegł na wpół zamoczony w czerwonej posoce, niewielki kawałek papieru. Schylił się powoli i podniósł go.
I don't have to see you right now
I don't have to see you right now
Tylko część wiadomości była wciąż czytelna. Napisane na niej były dwa krótkie zdania.
„Przepraszam Kenneth. Nie chciałam by tak wyszło.”
****************************
Około dziesiątej rano w poniedziałek pod szaro-burą kamienicę podjechał radiowóz. Policjant przekręcił kluczyk, wyjął go ze stacyjki i wysiadł z samochodu.
Digging like you can bury
Wszedł po klatce schodowej jednego z bloków na drugie piętro. Podszedł do znajdujących się na korytarzu drzwi z numerem 16, a następnie zapukał. Po chwili zupełnej ciszy zapukał ponownie i gdy raz jeszcze nie było żadnego odzewu, nacisnął na klamkę.
Something that cannot die
Drzwi były otwarte. Funkcjonariusz uchylił je powoli, zaskoczony tym faktem.
We could wash the dirt off our hands now
Zajrzał do środka i z zaskoczenia aż otworzył buzię. Wewnątrz leżały porozrzucane papiery, rzeczy osobiste i przewalone meble.
Wyraźnie jak na dłoni widać było, że mieszkanie zostało ogołocone.
Keep it from living underground
Nie zamykając nawet drzwi, pobiegł z powrotem do radiowozu.
****************************
Lazy summer goddess
Rey Wolfgang idąc kilka godzin później ulicą zauważył stojącą przy tablicy ogłoszeń, zapatrzoną w coś grupkę ludzi. Podszedł bliżej nich. Tablicę wypełniały plakaty z nagłówkami „ZAGINIONY”, każdy z opisem danej osoby, niekiedy z jej profesją. Rey wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i odpalił jednego, mrużąc wzrok.
You can tell our whole empire
Większość plakatów była stara, lecz dwa były wyraźnie nowe, powieszone niedawno. Jeden obrazował młodego bruneta o imieniu Jake Harris. Drugi przedstawiał mężczyznę w średnim wieku o pociągłej twarzy i podpisany był „Kenneth Bailey”.
I don't have to see you right now
I don't have to see you right now
****************************
Tego samego dnia, w samotnym, choć pełnym ludzi miejscu, Demon patrzył, jak do pieca wjeżdża zamknięte w worku ciało. Piec został zatrzaśnięty, a temperatura wewnątrz zaczęła gwałtownie wzrastać. Zwłoki zajęły się ogniem, rozświetlając spowite w półmroku pomieszczenie. Na zapatrzonej w pożerający je ogień twarzy Demona zatańczyły delikatnie jasne, ciepłe odbicia płomieni, jak gdyby sama dusza zmarłego chciała przy ich pomocy coś wyrazić.
Nie oderwał wzroku od oddzielającej go od ognia, osmolonej szyby.
Nie oderwał go nawet na chwilę.
I don't have to see you right now
I don't have to see you right now
I don't have to see you right now
I don't have to see you right now
KONIEC AKTU I
23:27
Demon przestał się ruszać, gdy dotarł do niego dźwięk otwierających się drzwi.
Następnym, słyszalnym jedynie dzięki panującej w obszernym pomieszczeniu absolutnej ciszy odgłosem były czyjeś kroki. Ostrożne i uważne, zmierzające bardzo powoli na dół. Demon obrócił się bezszelestnie i utkwił wzrok w prowadzących na górę schodach. Jego oczy były tak przyzwyczajone do panującego tu mroku, że były w stanie go przeniknąć.
Do pomieszczenia wszedł uzbrojony w strzelbę mężczyzna. Tuż po zejściu ze schodów sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej zapalniczkę, która miała najwyraźniej zrekompensować mu brak lepszego źródła światła. Zatrzymał się i zaczął nasłuchiwać. Po chwili zwrócił głowę w kierunku w którym stał Demon, po czym skupił wzrok, zapewne próbując coś dostrzec. Demon oczekiwał w bezruchu na jego następne posunięcie, a ten zaczął stawiać kroki w jego stronę.
Nie czekał dłużej. Błyskawicznym ruchem chwycił za schowaną w kieszonce strzykawkę, zdjął z niej nakładkę osłaniającą igłę i jednym, płynnym ruchem ręki rzucił nią centralnie w mężczyznę. Ten, gdy dostał, zareagował na to pełnym zaskoczenia krzykiem. Prędko wymacał i wyciągnął wbity w ciało przedmiot, ale Demon wiedział, że na nic mu się to nie zda. Widząc, że mężczyzna opada na kolana, podszedł do niego, by ten mógł go zobaczyć. Klęczący podniósł głowę i Demon dostrzegł, że jego wzrok był już zamglony.
- Witamy w Otchłani – oznajmił.
Wtedy jego przeciwnik poderwał się nagle z kolan, pochwycił strzelbę i strzelił na oślep w jego kierunku. Śrut przeszył jedno z ramion Demona, co spowodowało, że ten zachwiał się i wydał przesączony nagłym bólem wrzask. Jego oponent skrzywił się w tym momencie, jak gdyby naszedł go gwałtowny ból głowy.
Nie czekając ani chwili dłużej, Demon sięgnął po skryte w stroju, małe noże. Wiedząc, że odziany w czarny płaszcz mężczyzna odda za chwilę kolejny strzał, odskoczył najdalej jak mógł w bok. Ten chybił, po czym zaczął wodzić po pomieszczeniu otumanionym wzrokiem. Wykorzystując tę chwilę, podbiegł do niego i wyprowadził atak. Oponent uniknął ciosu dosłownie o milimetry, po czym rzucił się w bok w celu uniknięcia kolejnego. Zdobył się nawet na próbę trafienia Demona pięścią, ale był zbyt wolny – uzbrojona w ostrza postać wykonała iście taneczny półobrót unikając przy tym ciosu i skracając dystans na tyle, by jej broń dosięgła dłoni mężczyzny. Walka w zwarciu była jego domeną i ta świadomość była jednym z elementów, które zapewniały mu przewagę.
Ubrany na czarno przybysz zareagował na to bardzo trzeźwo, bowiem odskoczył i chwycił pewniej swoją strzelbę, gotując się do strzału. Demon odpowiedział na to kilkoma błyskawicznymi unikami, które uchroniły go od otrzymania kolejnych obrażeń. Zaczął się prawdziwy wyścig, w którym najdrobniejszy błąd mógł doprowadzić do zguby jednego z nich. Demon starał się zbliżyć do mężczyzny, a ten z kolei nie przestawał odsuwać się najdalej, jak mógł. Jasne było, że zorientował się w sytuacji i wiedział, że tylko strzelba jest w stanie zapewnić mu zwycięstwo.
Raz za razem padały strzały. Wszystkie chybiały celu.
Gdy Demon był już dosyć blisko, mężczyzna zrobił coś niespodziewanego. Wziął zamach i rzucił swoją bronią w przeciwnika. Ten, uderzony w nogi, upadł na ziemię, ale w ciągu chwili poderwał się wykorzystując przy tym sprężystość własnego ciała. Twarz mężczyzny wyrażała w tej sekundzie nieme przerażenie, ale dało się na niej dostrzec także coś innego, bardziej subtelnego. Coś w rodzaju pewności, ugruntowania.
Demon wiedział jednak, co musi zrobić. Rzucił się wprzód, uderzając własnym ciałem w mężczyznę. Nieprzygotowany na zderzenie, wpadł on na znajdujące się w pomieszczeniu, małe podwyższenie i pojechał kawałek po podłodze, panicznie wymachując przy tym rękoma i nogami, jakby spadał z wysokiego budynku. Gdy się podniósł, zaczął zdyszany wodzić wzrokiem po podłodze, następnie po wyjmującym w tym czasie mniejsze, bardziej lekkie ostrza, Demonie i w końcu, z rozdziawioną buzią, zapatrzył się na chwilę jak gdyby w sufit. Demon wykorzystał tę sytuację by odskoczyć w tył, głębiej w ciemność. Gdy przeciwnik ponownie spojrzał w jego kierunku, zaczął rzucać w niego małymi przedmiotami. Rzucał je z dużym impetem i jeden za drugim i choć rzuty były celne, mężczyźnie udawało się ich raz za razem unikać o włos. Ale Demon wiedział, że w końcu nie starczy mu sił i kilkanaście sekund później pierwsze z ostrzy dosięgło celu, wbijając się w jego ramię. Drugie trafiło w górną część jednej z nóg. Dwa następne w klatkę piersiową. Kolejne przewróciło drgające już konwulsyjnie ciało na ziemię.
Walka była skończona.
Demon oparł się o kolana, ciężko oddychając. Po ustabilizowaniu oddechu podszedł bliżej do martwego, leżącego na plecach mężczyzny. Patrzył na rozlewającą się po ziemi wokół ciała krew.
Face stained in the ceiling
Why does it keep saying
Śledząc jej ruch, dostrzegł na wpół zamoczony w czerwonej posoce, niewielki kawałek papieru. Schylił się powoli i podniósł go.
I don't have to see you right now
I don't have to see you right now
Tylko część wiadomości była wciąż czytelna. Napisane na niej były dwa krótkie zdania.
„Przepraszam Kenneth. Nie chciałam by tak wyszło.”
****************************
Około dziesiątej rano w poniedziałek pod szaro-burą kamienicę podjechał radiowóz. Policjant przekręcił kluczyk, wyjął go ze stacyjki i wysiadł z samochodu.
Digging like you can bury
Wszedł po klatce schodowej jednego z bloków na drugie piętro. Podszedł do znajdujących się na korytarzu drzwi z numerem 16, a następnie zapukał. Po chwili zupełnej ciszy zapukał ponownie i gdy raz jeszcze nie było żadnego odzewu, nacisnął na klamkę.
Something that cannot die
Drzwi były otwarte. Funkcjonariusz uchylił je powoli, zaskoczony tym faktem.
We could wash the dirt off our hands now
Zajrzał do środka i z zaskoczenia aż otworzył buzię. Wewnątrz leżały porozrzucane papiery, rzeczy osobiste i przewalone meble.
Wyraźnie jak na dłoni widać było, że mieszkanie zostało ogołocone.
Keep it from living underground
Nie zamykając nawet drzwi, pobiegł z powrotem do radiowozu.
****************************
Lazy summer goddess
Rey Wolfgang idąc kilka godzin później ulicą zauważył stojącą przy tablicy ogłoszeń, zapatrzoną w coś grupkę ludzi. Podszedł bliżej nich. Tablicę wypełniały plakaty z nagłówkami „ZAGINIONY”, każdy z opisem danej osoby, niekiedy z jej profesją. Rey wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i odpalił jednego, mrużąc wzrok.
You can tell our whole empire
Większość plakatów była stara, lecz dwa były wyraźnie nowe, powieszone niedawno. Jeden obrazował młodego bruneta o imieniu Jake Harris. Drugi przedstawiał mężczyznę w średnim wieku o pociągłej twarzy i podpisany był „Kenneth Bailey”.
I don't have to see you right now
I don't have to see you right now
****************************
Tego samego dnia, w samotnym, choć pełnym ludzi miejscu, Demon patrzył, jak do pieca wjeżdża zamknięte w worku ciało. Piec został zatrzaśnięty, a temperatura wewnątrz zaczęła gwałtownie wzrastać. Zwłoki zajęły się ogniem, rozświetlając spowite w półmroku pomieszczenie. Na zapatrzonej w pożerający je ogień twarzy Demona zatańczyły delikatnie jasne, ciepłe odbicia płomieni, jak gdyby sama dusza zmarłego chciała przy ich pomocy coś wyrazić.
Nie oderwał wzroku od oddzielającej go od ognia, osmolonej szyby.
Nie oderwał go nawet na chwilę.
I don't have to see you right now
I don't have to see you right now
I don't have to see you right now
I don't have to see you right now
KONIEC AKTU I