Post by Rey Wolfgang on May 31, 2018 23:27:49 GMT 1
Klub był zlokalizowanym w dzielnicy w West Side, która słynęła prostytucji, narkotyków oraz innych gangsterskich pomówień. Klub sam w sobie był dość spory, pełen barków, jeden wielki parkiet, parę klatek dla striptizerek oraz loża VIP, gdzie przeważnie przesiadywali członkowie Yakuzy.
Alan zaparkował auto przed klubem. Od razu było słychać stłumioną, psychodeliczną muzykę. Przy wejściu nie było żadnego bramkarza, jedynie dwóch członków Yakuzy, którzy i tak wpuszczali każdego. Alan wszedł do środka, ale musiał najpierw przejść, przez niewielki korytarz, gdzie było serce samego klubu. Sam korytarz przypominał najgorszą melinę. Zużyte kondomy, pomalowane ściany oraz strzykawki po heroinie. Na końcu korytarza były metalowe drzwi, które prowadziły do sedna samego klubu. Kiedy przeszedł przez drzwi, niemalże muzyka rozkurwiła mu bębenki uszne.
Cały klub był zapełniony różnymi ludźmi. Główny parkiet był jednym wielkim zamieszaniem. Ludzie nie wstydzili się tutaj niczego. Chodzili nago, miziali się i ruchali gdzie popadnie, mieli w dupie, że wszyscy patrzą, bo w rzeczywistości każdy był skupiony na sobie i nie patrzył na innych. Alan rozgościł się na jednym z pobocznych barków, zdala od dziwek, ćpunów i ogólnego chaosu. Zauważył, że tak jak w planach, loża VIP, jak i biuro menażerach było zlokalizowane na piętrze, gdzie członkowie Yakuzy obserwowali wszystko z góry, albo zaciągali dziewczyny, nie zawsze z dobrej woli. Musiał się tam dostać do loży, jak najszybciej, najlepiej przed samym przyjazdem menadżera.
Barmanka zauważyła jak bardzo Alan się przeglądał loży i się do niego zwróciła.
-No hej piękniś, co tam się patrzysz co? - oparła rękę o blat barku, patrząc się cały czas na Alana.
-Wygląda tam o wiele spokojniej niż tu na dole. Bardziej mnie interesują takie miejscówki. - Alan odwrócił wzrok w stronę kobiety.
-Kurde, ale Ty masz...chłodne oczy. Kręci mnie to. - zaśmiała się kobieta - Ale nie wyglądasz, jakby Ciebie interesowała ta impreza, taki elegancik, tutaj? Jakbyś był z Yakuzy, no oczywiście, Azjatą nie jesteś, więc to chyba odpada.
Fakt. Garnitur za bardzo się tutaj rzuca w oczy. Alan do końca nie wiedział, czego się spodziewać po tym miejscu, ale tak czy siak nie miał żadnych luźniejszych ubrań.
-Jak mogę się tam dostać? - zapytał się kobiety.
-No potrzebujesz wejściówki ale... - zastanowiła się chwile - ..drzwi za barkiem prowadzą na górę, jak chcesz, mogę Ciebie przez nie przepuścić.
-Po co miałabyś to niby robić? Znasz mnie parę sekund. - odwrócił się całym ciałem do kobiety i spojrzał podejrzany.
-A tak o, po prostu wydajesz się być...inni niż większość tutaj. Po za tym nie lubię tej całej Yakuzy. - odwróciła się plecami do Alana i wskazała rękoma na drzwi i podeszła do nich - A więc?
Alan przeszedł na drugą stronę barku, a kobieta otworzyła mu drzwi. Alan kiwnął do niej głową i wszedł do do środka. Zanim jednak dobrze wszedł, dziewczyna złapała go za rękę.
-Shelly jestem, tak przy okazji. - podwinęła Alanowi rękaw od marynarki i na jego ręce zapisała numer.
-Ee...Alan jestem. - spojrzał się na rękę i jak skończyła zapisywać, oderwał się szybko - Dziękuje.
Shelly uśmiechnęła się i zamknęła za nim drzwi. Wyglądało mu to na schody pożarowe. Wszedł po nich na piętro, gdzie znajdowała się skrzynka z zasilaniem i powoli otworzył drzwi. Prowadziły one do kolejnego barku i na szczęście, wyglądał na pusty. Wszedł do środka i szybko przeszedł na drugą stronę. Od razu zobaczył członków Yakuzy relaksujących się przy striptizerkach, gadając razem ze sobą. Alan nie chciał rzucać się zbytnio w oczy, więc postanowił przeczekać te parę minut, na innym pustym również barku. Oni i tak byli zbyt zajęci, żeby go dostrzec.
Po paru minutach, po schodach do loży, szedł dość grubszy otoczony dwoma uzbrojonymi typkami Azjata. To musiał być menadżer. Udał się z dwoma osiłkami prosto do swojego biura, a przed nim stało dwóch innych. Nie będzie to łatwe bez robienia większego bajzlu. Przypomniał sobie o skrzynce na schodach pożarowych. Pod nieuwagą członków Yakuzy, udał się znowu do pustego barku i znowu znalazł się na schodach pożarowych. Skrzynka z zasilaniem nie miała żadnej kłódki. Tym lepiej dla Alana. Otworzył ją, ujawniając dziesiątki przełączników. Przestawił je wszystkie. W całym klubie nie było prądu i nagle wszystko ucichło.
Wszędzie było ciemno. Korzystając z okazji, Alan przekradł się z barku do wejścia do biura i pod osłoną ciemności wyeliminował nożem dwóch strażników. Wszedł powoli do biura. Od razu został przywitany krzykami po Japoński, lecz zanim menadżer się zorientował, Alan wyeliminował dwóch kolejnych osiłków w jego biurze. Nie wiedział co się dzieje. Kiedy prąd wrócił, biuro rozjaśniło się i muzyka zaczęła znów grać, ujawniając zmasakrowane gardła członków Yakuzy i Alana, celującego z pistoletu w menadżera. Oddał strzał prosto w głowę. Menadżer padł na swoje krzesło. Alan zauważył dość duże okno, prowadzące do alejki na klubem i postanowił przez nie uciec. Wspiął się na parapet po drugiej stronie i zszedł do alejki po rynnie, która była tuż obok. Alan szybko udał się do auta i ruszył spokojnie, poprawiając lusterka, w kierunku swojego mieszkania.
Alan zaparkował auto przed klubem. Od razu było słychać stłumioną, psychodeliczną muzykę. Przy wejściu nie było żadnego bramkarza, jedynie dwóch członków Yakuzy, którzy i tak wpuszczali każdego. Alan wszedł do środka, ale musiał najpierw przejść, przez niewielki korytarz, gdzie było serce samego klubu. Sam korytarz przypominał najgorszą melinę. Zużyte kondomy, pomalowane ściany oraz strzykawki po heroinie. Na końcu korytarza były metalowe drzwi, które prowadziły do sedna samego klubu. Kiedy przeszedł przez drzwi, niemalże muzyka rozkurwiła mu bębenki uszne.
Cały klub był zapełniony różnymi ludźmi. Główny parkiet był jednym wielkim zamieszaniem. Ludzie nie wstydzili się tutaj niczego. Chodzili nago, miziali się i ruchali gdzie popadnie, mieli w dupie, że wszyscy patrzą, bo w rzeczywistości każdy był skupiony na sobie i nie patrzył na innych. Alan rozgościł się na jednym z pobocznych barków, zdala od dziwek, ćpunów i ogólnego chaosu. Zauważył, że tak jak w planach, loża VIP, jak i biuro menażerach było zlokalizowane na piętrze, gdzie członkowie Yakuzy obserwowali wszystko z góry, albo zaciągali dziewczyny, nie zawsze z dobrej woli. Musiał się tam dostać do loży, jak najszybciej, najlepiej przed samym przyjazdem menadżera.
Barmanka zauważyła jak bardzo Alan się przeglądał loży i się do niego zwróciła.
-No hej piękniś, co tam się patrzysz co? - oparła rękę o blat barku, patrząc się cały czas na Alana.
-Wygląda tam o wiele spokojniej niż tu na dole. Bardziej mnie interesują takie miejscówki. - Alan odwrócił wzrok w stronę kobiety.
-Kurde, ale Ty masz...chłodne oczy. Kręci mnie to. - zaśmiała się kobieta - Ale nie wyglądasz, jakby Ciebie interesowała ta impreza, taki elegancik, tutaj? Jakbyś był z Yakuzy, no oczywiście, Azjatą nie jesteś, więc to chyba odpada.
Fakt. Garnitur za bardzo się tutaj rzuca w oczy. Alan do końca nie wiedział, czego się spodziewać po tym miejscu, ale tak czy siak nie miał żadnych luźniejszych ubrań.
-Jak mogę się tam dostać? - zapytał się kobiety.
-No potrzebujesz wejściówki ale... - zastanowiła się chwile - ..drzwi za barkiem prowadzą na górę, jak chcesz, mogę Ciebie przez nie przepuścić.
-Po co miałabyś to niby robić? Znasz mnie parę sekund. - odwrócił się całym ciałem do kobiety i spojrzał podejrzany.
-A tak o, po prostu wydajesz się być...inni niż większość tutaj. Po za tym nie lubię tej całej Yakuzy. - odwróciła się plecami do Alana i wskazała rękoma na drzwi i podeszła do nich - A więc?
Alan przeszedł na drugą stronę barku, a kobieta otworzyła mu drzwi. Alan kiwnął do niej głową i wszedł do do środka. Zanim jednak dobrze wszedł, dziewczyna złapała go za rękę.
-Shelly jestem, tak przy okazji. - podwinęła Alanowi rękaw od marynarki i na jego ręce zapisała numer.
-Ee...Alan jestem. - spojrzał się na rękę i jak skończyła zapisywać, oderwał się szybko - Dziękuje.
Shelly uśmiechnęła się i zamknęła za nim drzwi. Wyglądało mu to na schody pożarowe. Wszedł po nich na piętro, gdzie znajdowała się skrzynka z zasilaniem i powoli otworzył drzwi. Prowadziły one do kolejnego barku i na szczęście, wyglądał na pusty. Wszedł do środka i szybko przeszedł na drugą stronę. Od razu zobaczył członków Yakuzy relaksujących się przy striptizerkach, gadając razem ze sobą. Alan nie chciał rzucać się zbytnio w oczy, więc postanowił przeczekać te parę minut, na innym pustym również barku. Oni i tak byli zbyt zajęci, żeby go dostrzec.
Po paru minutach, po schodach do loży, szedł dość grubszy otoczony dwoma uzbrojonymi typkami Azjata. To musiał być menadżer. Udał się z dwoma osiłkami prosto do swojego biura, a przed nim stało dwóch innych. Nie będzie to łatwe bez robienia większego bajzlu. Przypomniał sobie o skrzynce na schodach pożarowych. Pod nieuwagą członków Yakuzy, udał się znowu do pustego barku i znowu znalazł się na schodach pożarowych. Skrzynka z zasilaniem nie miała żadnej kłódki. Tym lepiej dla Alana. Otworzył ją, ujawniając dziesiątki przełączników. Przestawił je wszystkie. W całym klubie nie było prądu i nagle wszystko ucichło.
Wszędzie było ciemno. Korzystając z okazji, Alan przekradł się z barku do wejścia do biura i pod osłoną ciemności wyeliminował nożem dwóch strażników. Wszedł powoli do biura. Od razu został przywitany krzykami po Japoński, lecz zanim menadżer się zorientował, Alan wyeliminował dwóch kolejnych osiłków w jego biurze. Nie wiedział co się dzieje. Kiedy prąd wrócił, biuro rozjaśniło się i muzyka zaczęła znów grać, ujawniając zmasakrowane gardła członków Yakuzy i Alana, celującego z pistoletu w menadżera. Oddał strzał prosto w głowę. Menadżer padł na swoje krzesło. Alan zauważył dość duże okno, prowadzące do alejki na klubem i postanowił przez nie uciec. Wspiął się na parapet po drugiej stronie i zszedł do alejki po rynnie, która była tuż obok. Alan szybko udał się do auta i ruszył spokojnie, poprawiając lusterka, w kierunku swojego mieszkania.