|
Post by Markus "Teufel" Luft on Jun 1, 2018 21:59:47 GMT 1
"Mrs Valeria" była brudnym statkiem należącym do Kolumbijczyków. Służył on głównie do przemytu narkotyków, broni, amunicji i innej kontrabandy. Był pomalowany ciemnozieloną farbą. Składał się ze sporego magazynu, głównego pokładu i mostka z kajutą kapitana.
Markus zatrzymał motocykl w alejce niedaleko doku i szybko pognał w stronę statku. Schodki na statek były otwarte, stał przy nich jeden Kolumbijczyk. Na głównym pokładzie był także jeden człowiek, palił papierosa i wpatrywał się w oceaniczne fale. Teufel podbiegł do schodków, po czym oddał strzał w kierunku stojącego przy nich gangstera. Ten, odrzucony impetem pocisku, wleciał do wody między statkiem a portem. Niemiec popędził po cichu w górę schodów. Samuel pewnie będzie na mostku - pomyślał chłopak i zaczął zmierzać w jego kierunku. W połowie drogi zobaczył, że mężczyzna stojący przy barierce właśnie wrzuca niedopałek do oceanu i obraca się w jego stronę. Teufel szybko podbiegł do niego, zatkał mu usta i poderżnął gardło, po czym wrzucił zwłoki do wody. Otworzył drzwi do klatki schodowej prowadzącej na mostek.
|
|
|
Post by Markus "Teufel" Luft on Jun 2, 2018 13:28:10 GMT 1
Wbiegł po schodach na mostek z wyciągniętą bronią. Gdy przeskakiwał ostatni schodek, ktoś uderzył go w plecy. Następnie w głowę. Potem dostał kolbą broni po kolanach.
-Dajcie mi go tu. - powiedział śniady mężczyzna siedzący na brązowym fotelu przed pokładowymi terminalami. Był odwrócony plecami, ale Markus domyślił się kto to. Samuel się odwrócił. Miał dredy i lekki zarost na twarzy. Z jego wargi i nosa wystawały kolczyki. Ubrany był w strój charakterystyczny dla kolumbijskich gangsterów; czarną marynarkę i różową koszulę.
Dwójka mężczyzn chwyciła go za ręce i pociągnęła w stronę ich przełożonego.
-Pan zapewne nazywa się Teufel, prawda? - spytał się po czym zaciągnął się cygarem - Pańska... hmm... współpracowniczka... wiele mi o tobie opowiedziała zanim wyrzuciliśmy ją do oceanu. - odchrząknął. A więc jednak nie żyje... Luft spochmurniał. Czuł jak jego ciało wypełnia mieszanka smutku i nienawiści. - Podobało mi się jak opisywała twoją walkę z jednym z naszych i z tamtym cieciem z policji, Jakiem... - zaśmiał się. - Nie przepadałem za nim, straszny z niego był dupek. No ale pomagał z przemytem. Widzisz... gdybyś go wtedy nie posłał na drugą stronę to dzisiaj zapewne by cię tu nie było. - Samuel spojrzał na niego. - Zaszkodziłeś poważnie naszemu biznesowi narkotykowemu. - zaciągnął się raz jeszcze. - Ciesz się, że wieści nie doszły do szefa... obawiam się, że stałbyś się pokarmem dla jego piesków. Ja pewnie też. - zachichotał - Posłuchaj mnie, nie mam nic do ciebie, ale niestety będę zmuszony cię wykończyć. Wpakowałeś się w straszne gówno. Wystarczyło powiedzieć "nie" temu Włochowi... No nic. - podał kastet jednemu ze swoich ludzi. - Stało się, prawda? - Samuel wstał i zaczął iść w kierunku schodów. - Pamiętaj; to nic osobistego - czysty biznes... - mężczyzna zszedł na dół zostawiając Markusa z dwójką gangsterów. Jeden z Latynosów chwycił go mocno za ramiona, drugi zaś stanął przed nim i uniósł pięść z kastetem. Po chwili Markus poczuł jak pęka mu nos. Po drugim ciosie cały świat zawirował. Po trzecim wypadła mu dolna, prawa dwójka.
|
|
|
Post by Markus "Teufel" Luft on Jun 3, 2018 15:14:11 GMT 1
Po kilkunastu minutach katowania jeden z gangsterów puścił Niemca, który z cichym stęknięciem upadł na ziemię. Kolumbijczyk wyszedł z pomieszczenia zostawiając partnera samego z Teufelem. Tamten stanął nad nim i zaśmiał się po czym oznajmił: -Daję ci pięć minut przerwy, a potem zacznę napierdalać jeszcze mocniej - zaśmiał się, po czym zamilkł. Przypatrywał się leżącemu na ziemi chłopakowi, który z bólu był bliski płaczu. - Czemu w ogóle masz ten pseudonim, co? "Teufel"... Diabeł. Szatan. Czart. - splunął na ziemię obok Markusa. Ciekawe skąd zna niemiecki...? - Jak dla mnie jesteś co najwyżej malutkim, bezbronnym diabełkiem, hehe! - podszedł do okna i odpalił papierosa. Stał teraz plecami do chłopaka, chociaż ten nie miał siły żeby cokolwiek zrobić. Nie mogę tu umrzeć... Niemiec poczuł jak łzy napływają mu do oczu. Nagle przypomniał sobie dwie rzeczy; w kieszeni płaszcza wciąż miał dawkę narkotyku i nóż motylkowy. Jeżeli mi się nie uda to jestem trupem... Nie mam już nic do stracenia. - Teufel sięgnął prawą ręką, która była ciężko uszkodzona, do kieszonki. Wymacał w nim strzykawkę... Nie... to niemożliwe! - małym palcem trafił także na drugą. Najwyraźniej nie zażyłem wcześniej. Spojrzał w stronę Kolumbijczyka; ten nie wypalił nawet połowy fajki. Chwycił strzykawkę i resztkami sił wbił ją sobie w udo. Wstrzyknął zawartość do żyły, czuł że energia rozpływa się po całym organizmie. Za mało... - wciąż czuł się słabo. Schował pustą strzykawkę do kieszeni i wyjął drugą. Wbił ją w lewe ramię. Wcisnął cały płyn do tętnicy. Chwile leżał na ziemi a jego organizm się regenerował. W jego głowie zaczęła grać psychodeliczna muzyka. Podparł się lewą ręką i zaczął się powoli podnosić. Cały świat, fale, dym z papierosa, palmy w oddali - wszystko poruszało się w zwolnionym tempie. Wymacał w innej kieszeni nóż motylkowy. Wyciągnął go bezszelestnie na wierzch. Podbiegł do mężczyzny przy oknie i wbił mu całe ostrze w gardło, z którego trysnęła tęcza. Wszystko naokoło zmieniało kolory jak kameleon. Markus zataczając się ruszył w stronę schodów. Jakiś śniady facet wyrwał mu nóż z ręki - chłopak uderzył go z całej siły w brzuch, a z jego ust w zwolnionym tempie wylał się jaskrawozielony... a może niebieski... płyn...? Chwycił swoje ostrze i wbił mu je w skroń, z której buchnęły płomienie. Wtedy dostrzegł, że mężczyzna trzyma u pasa jego pistolet maszynowy i Colta. Pochwycił szybko obie bronie i, potykając się, zbiegł do magazynu pod pokładem. Stał tam jakiś koleś z dredami i dziwna czarna istota z różowym brzuchem i klatką... Nawet dwie... a może więcej? Chłopak zobaczył, że tych istot jest zdecydowanie więcej; naliczył się przynajmniej dziesięciu. Wszystkie miały w dłoniach jakieś laski. Podniosły je do góry i obróciły w stronę Markusa. Człowiek... (a może i nie człowiek...?) z dredami wrzasnął coś i z końców lasek tych stworów poleciał ogień. Poczuł, że koło jego ucha przeleciał jakiś dziwny kamień. I jeszcze jeden. I kolejny. Oprzytomniał. Odbezpieczył PMa. Zaczął robić piruety i strzelać lewą ręką do wszystkiego co się ruszało. Jeden z kamyków trafił go w ramię, z którego wylało się coś... no właśnie, co? Nie przestawał się obracać. Zrobił fikołka do przodu. Stwory padały jak muchy. Zostały trzy... no i ten z dredami... chyba ich przywódca? Posłał serię w kierunku stworów. Padły jeden po drugim. Po chwili trafił także tego z dziwną fryzurą. Kamień, czy jakiś inny obiekt, który wyleciał z jego broni, trafił go w ramię. Kolejny trafił w drugie. Markus posłał stwora na ziemię.
|
|
|
Post by Markus "Teufel" Luft on Jun 3, 2018 15:26:47 GMT 1
Nagle wszystko stało się wyraźniejsze. Markus chwycił się za włosy i zwymiotował na zwłoki jednego z Kolumbijczyków. Upadł na czworaka, po czym się podniósł. Spojrzał na swoje ramię - kula ledwo je drasnęła, ale krwawił. Muszę się szybko opatrzyć. Na końcu pomieszczenia, przy drzwiach prowadzących do klatki, na ścianie, za szybą, wisiała apteczka. Teufel zbił szkło i otworzył pudełko. Wyjął z niego spirytus, którym natychmiast polał ranę. Bolało. Bolało jak cholera. Ale musiał to znieść. Przyłożył do zranienia kawałek czystego materiału i docisnął go do rany bandażem, który zawiązał wokół ramienia. Oparł się o ścianę i zwymiotował jeszcze raz. Nagle usłyszał jęk. Odwrócił się. Samuel leżał z przestrzelonymi ramionami, oparty o jakąś skrzynię. -P- proszę... - zaczął płakać - Nie zabijaj mnie...! Markus podszedł do niego. Co za żałosny stwór... Latynos osunął się na podłogę i spróbował odczołgać się do tyłu. Luft docisnął jego klatkę piersiową glanem do podłogi. Poczuł jak pod butem pękają żebra. Chwycił pistolet maszynowy, załadował nowy magazynek i wyładował go w głowę mężczyzny. Z lekkim niesmakiem podniósł buta i ruszył w stronę schodów. Narkotyk cały czas działał, ale trochę słabiej. Było mu niedobrze, ale trochę w mniejszym stopniu, chociaż wiedział, że po powrocie do domu zaczną się sto razy gorsze sensacje. Po takiej dawce powinienem się cieszyć, że w ogóle żyję. Wyszedł na główny pokład. Spojrzał na niebo. Było późne, wtorkowe popołudnie. Słońce powoli zachodziło. Teufel zszedł po schodach do portu i ruszył w kierunku motoru. Włożył kask. Pewnie się zabiję. Odjechał w stronę wybrzeża.
|
|