Post by Rey Wolfgang on Jun 5, 2018 18:29:35 GMT 1
Wysoki, na paręnaście pięter apartamentowiec, znajdował się w bardziej luksusowej części miasta. Był on własnością Yakuzy i roiła się tam od największych szych tego syndykatu. Były oczywiście piętra specjalnie zarezerwowane dla cywili, ale najpierw musieli się przedostać, przez ochronę, która przez ostatnie ataki, stawała się coraz silniejsza.
Był już późny wieczór, według grafiku, księgowy powinien siedzieć już zabunkrowany w swoim mieszkaniu. Chciał wybrać wcześniejszą, bardziej nie typową porę do ataku, ale nie chciał Laury zostawiać w takim stanie. Nadal mu było źle, że ją zostawił tam samą, tak czy siak.
Zastanawiał się teraz jak się tam dostać. To miejsce było teraz jebaną fortecą, objechał budynek parę razy, ale wszędzie było pełno zabarkowanych gdzieś w pobliżu czarnych aut. Postanowił udać się do budynku poprzez kolejny, mniejszy budynek który był centralnie za apartamentowcem. Udał się do bocznej alejki i schodami pożarowymi udał się na dach. Budynek był wystarczająco wysoki, żeby doskoczyć do okna gdzie znajdowało się piętro, na którym mieszkał księgowy. Alan spojrzał przez chwile w dół. Trochę kawał był. Alan wziął duży rozbieg i skoczył, ledwo łapiąc się za parapet jednego z okien. Otworzył ostrożnie okno i wszedł do środka.
Był na piętrze, na którym powinien znaleźć swój cel. Alan znajdował się teraz w dużym korytarzu, wypełniony mieszkaniami. Musiał teraz znaleźć właściwy numer mieszkania. 515. Jednakże piętro roiło się od członków Yakuzy, tym razem Alan, musiał być bezpośredni, nie miał czasu do stracenia. Kiedy zobaczył pierwszą parę patrolującą piętro, wyciągnął szybko pistolet i bez zawahania się ich zastrzelił. Patrzył szybko po mieszkaniach.
491
492
493
Z każdą chwilą był coraz bliżej i z każdą chwilą padało więcej patrolujących okolicę członków Yakuzy. Musiał się śpieszyć, za dużo ciał i pewnie ktoś zaraz się na jakieś natknie.
507
508
509
Nagle usłyszał otwierające się drzwi, parę mieszkań dalej. To był on. Nagle wyszedł cel z obstawą dwóch osiłków. Alan posłał parę celnych kulek w stronę celu, które przebiły mu płuca, serce oraz parę innych cennych organów. Cel padł, a Alan pobiegł w stronę dwóch osiłków. Zanim pierwszy się zorientował, Alan wbił mu nóż w krtań i użył go jako ludzką tarcze przeciwko drugiemu. Drugi posłał jedną kulkę w stronę Alana ze swojej Beretty, która przeleciała przez pierwszego i trafiła Alana w bok. Alan szybko odpowiedział ogniem. Trafił prosto w głowę.
Nagle usłyszał krzyki oraz tyle kroków, że nie mógł oszacować ilu ludzi szło właśnie w jego kierunku. Alan pobiegł szybko do drzwi pożarowych gdzie szybko zbiegał aż na sam dół. Wyszedł do alejki, ale z jednej strony, zajechała mu czarna furgonetka. Szlag. Tam właśnie było jego auto. Zaczął biec w przeciwnym kierunku a za nim leciał grad kul. Kiedy Alan skręcił w stronę przeciwnej alejki, dostał jedną w udo. Przeleciało na wylot. Pomimo tego, Alan dalej biegł poprzez alejki i po paru przecznicach, zgubił swoich oprawców, ale nie było dobrze.
Osłabł przez chwile, ale nie dawał braku krwi wygrać. Szedł uliczkami w stronę domu Laury. Nie chciał jej zostawiać. Nie chciał tutaj umierać.
Był już późny wieczór, według grafiku, księgowy powinien siedzieć już zabunkrowany w swoim mieszkaniu. Chciał wybrać wcześniejszą, bardziej nie typową porę do ataku, ale nie chciał Laury zostawiać w takim stanie. Nadal mu było źle, że ją zostawił tam samą, tak czy siak.
Zastanawiał się teraz jak się tam dostać. To miejsce było teraz jebaną fortecą, objechał budynek parę razy, ale wszędzie było pełno zabarkowanych gdzieś w pobliżu czarnych aut. Postanowił udać się do budynku poprzez kolejny, mniejszy budynek który był centralnie za apartamentowcem. Udał się do bocznej alejki i schodami pożarowymi udał się na dach. Budynek był wystarczająco wysoki, żeby doskoczyć do okna gdzie znajdowało się piętro, na którym mieszkał księgowy. Alan spojrzał przez chwile w dół. Trochę kawał był. Alan wziął duży rozbieg i skoczył, ledwo łapiąc się za parapet jednego z okien. Otworzył ostrożnie okno i wszedł do środka.
Był na piętrze, na którym powinien znaleźć swój cel. Alan znajdował się teraz w dużym korytarzu, wypełniony mieszkaniami. Musiał teraz znaleźć właściwy numer mieszkania. 515. Jednakże piętro roiło się od członków Yakuzy, tym razem Alan, musiał być bezpośredni, nie miał czasu do stracenia. Kiedy zobaczył pierwszą parę patrolującą piętro, wyciągnął szybko pistolet i bez zawahania się ich zastrzelił. Patrzył szybko po mieszkaniach.
491
492
493
Z każdą chwilą był coraz bliżej i z każdą chwilą padało więcej patrolujących okolicę członków Yakuzy. Musiał się śpieszyć, za dużo ciał i pewnie ktoś zaraz się na jakieś natknie.
507
508
509
Nagle usłyszał otwierające się drzwi, parę mieszkań dalej. To był on. Nagle wyszedł cel z obstawą dwóch osiłków. Alan posłał parę celnych kulek w stronę celu, które przebiły mu płuca, serce oraz parę innych cennych organów. Cel padł, a Alan pobiegł w stronę dwóch osiłków. Zanim pierwszy się zorientował, Alan wbił mu nóż w krtań i użył go jako ludzką tarcze przeciwko drugiemu. Drugi posłał jedną kulkę w stronę Alana ze swojej Beretty, która przeleciała przez pierwszego i trafiła Alana w bok. Alan szybko odpowiedział ogniem. Trafił prosto w głowę.
Nagle usłyszał krzyki oraz tyle kroków, że nie mógł oszacować ilu ludzi szło właśnie w jego kierunku. Alan pobiegł szybko do drzwi pożarowych gdzie szybko zbiegał aż na sam dół. Wyszedł do alejki, ale z jednej strony, zajechała mu czarna furgonetka. Szlag. Tam właśnie było jego auto. Zaczął biec w przeciwnym kierunku a za nim leciał grad kul. Kiedy Alan skręcił w stronę przeciwnej alejki, dostał jedną w udo. Przeleciało na wylot. Pomimo tego, Alan dalej biegł poprzez alejki i po paru przecznicach, zgubił swoich oprawców, ale nie było dobrze.
Osłabł przez chwile, ale nie dawał braku krwi wygrać. Szedł uliczkami w stronę domu Laury. Nie chciał jej zostawiać. Nie chciał tutaj umierać.