Post by Jeremy Green on Jun 1, 2018 0:40:53 GMT 1
Noc w domu pogrzebowym. Czas wyłącznie dla Niego. Nie musiał opiekować się wtedy Niko, pilnować wiecznie wściekłego kuzyna czy włóczyć bez celu, jak to dawniej robił, gdy nie mógł zasnąć. Teraz był wyłącznie on, papierosy i trupy. Miał tu wszystko, czego potrzebuje: miejsce do spania, biuro, pracę, łazienkę, lodówkę na wszelki wypadek i ubranie na zmianę.
Wybiła godzina 23, gdy zamknął zakład od środka i pozwolił sobie na krótki odpoczynek. Wtedy też zadzwonił telefon. Po chwili niepewności go odebrał.
- Dom Pogrzebowy "Sło-
- Cześć, Jerry - odezwał się znajomy mu, żeński głos. - Ty znowu w pracy?
- Och... Monica... Cześć, siostrzyczko... Tsja, wziąłem dobówkę.
- Tak myślałam. Dzwoniłam do domu, ale nikt nie odebrał. Dopiero po chwili oddzwonił Niko z informacją, że jesteś w robocie... I że adoptowaliście kota.
- Och... Tak szybko powiedział?
- Ta... Powinieneś raczej pytać o czym mi NIE powiedział, Panie Wujciu...
- Pff... A zaaamknij się...
- Sam się pff! Ale serio, wreszcie macie kota?
- Taa... Pamiętasz tę kotkę z bliznami? Tę z cmentarza?
- Czej, jak ona miała... Sapphie?
- Nom...
- Ano pamiętam... A czekaj, ona nie łaziła z tą drugą, większą?
- Łaziła... Kuleczka zmarła.
- Och... Ech, wielka szkoda... Były razem takie urocze.
- To prawda... W ogóle jak się czujesz?
- Całkiem dobrze, przynajmniej wciąż żyję!
- To akurat wiem... - odparł, po czym zamilkł na moment, podobnie ona. - Martwię się o Ciebie.
- A ja o Ciebie, Jeremy. Zawsze się boję.
- Wiem...
- Uważaj, dobrze?
- Ta, uważam...
- Mam nadzieję... Swoją drogą, pewnie w tym tygodniu wrócę do pracowni, więc jakbyś chciał po robocie wpaść, wiesz... Mieć gdzie się przespać... To wiesz gdzie mnie szukać.
- Dobrze, siostrzyczko. W razie czego zadzwonię.
- Super. To nie przeszkadzam, baw się dobrze!
- Ty też... I nie przesadź z tabletkami. Kocham Cię!
- Postaram się. I ja Ciebie też! Bye bye!
Rozłączyła się. Jerry odłożył słuchawkę na miejsce. Spojrzał w sufit zamyślony i westchnął ciężko. Takie rozmowy jak ta były bardzo rzadkie. Dobrze wiedział, iż jeśli Jego siostra dzwoni wieczorem, to albo miała ochotę popełnić samobójstwo, albo znowu płakała po zmarłym mężu. Było mu jej żal. Robił co mógł, by tylko i jej poprawić humor. Nie był jednak cudotwórcą, był grabarzem... i przestępcą. Każdego dnia czuł, jak niewidzialna pętla coraz mocniej i mocniej zaciska się na Jego szyi, dusząc. Pewnego dnia sprawi, iż odejdzie z tego świata, tragicznie bądź zapomniany przez Czas. Miał jednak to gdzieś. Przymknął oczy. Do dziś pamięta to, co działo się w kulcie ASTRUM. Co Jemu i Monice zrobili, do czego zostali zmuszeni, by przetrwać. Miał cichą nadzieję, iż pewnego dnia dorwie najważniejsze osoby i osobiście je wrzuci do pieca. Żywcem. Na myśl o tym od razu się uśmiechał. Usłyszeć jak Hex, Judas oraz Ame krzyczą pożerani przez płomienie. Albo mordowani ręką podopiecznego lub Jego własną. Nie mógł jednak zbyt długo o tym rozmyślać, albowiem wtedy marzenia traciły swój ulotny, subtelny charakter. Wstał z miejsca, zebrał aktualne dokumenty, by po chwili znów siąść i począć je wypełniać.
Wybiła godzina 23, gdy zamknął zakład od środka i pozwolił sobie na krótki odpoczynek. Wtedy też zadzwonił telefon. Po chwili niepewności go odebrał.
- Dom Pogrzebowy "Sło-
- Cześć, Jerry - odezwał się znajomy mu, żeński głos. - Ty znowu w pracy?
- Och... Monica... Cześć, siostrzyczko... Tsja, wziąłem dobówkę.
- Tak myślałam. Dzwoniłam do domu, ale nikt nie odebrał. Dopiero po chwili oddzwonił Niko z informacją, że jesteś w robocie... I że adoptowaliście kota.
- Och... Tak szybko powiedział?
- Ta... Powinieneś raczej pytać o czym mi NIE powiedział, Panie Wujciu...
- Pff... A zaaamknij się...
- Sam się pff! Ale serio, wreszcie macie kota?
- Taa... Pamiętasz tę kotkę z bliznami? Tę z cmentarza?
- Czej, jak ona miała... Sapphie?
- Nom...
- Ano pamiętam... A czekaj, ona nie łaziła z tą drugą, większą?
- Łaziła... Kuleczka zmarła.
- Och... Ech, wielka szkoda... Były razem takie urocze.
- To prawda... W ogóle jak się czujesz?
- Całkiem dobrze, przynajmniej wciąż żyję!
- To akurat wiem... - odparł, po czym zamilkł na moment, podobnie ona. - Martwię się o Ciebie.
- A ja o Ciebie, Jeremy. Zawsze się boję.
- Wiem...
- Uważaj, dobrze?
- Ta, uważam...
- Mam nadzieję... Swoją drogą, pewnie w tym tygodniu wrócę do pracowni, więc jakbyś chciał po robocie wpaść, wiesz... Mieć gdzie się przespać... To wiesz gdzie mnie szukać.
- Dobrze, siostrzyczko. W razie czego zadzwonię.
- Super. To nie przeszkadzam, baw się dobrze!
- Ty też... I nie przesadź z tabletkami. Kocham Cię!
- Postaram się. I ja Ciebie też! Bye bye!
Rozłączyła się. Jerry odłożył słuchawkę na miejsce. Spojrzał w sufit zamyślony i westchnął ciężko. Takie rozmowy jak ta były bardzo rzadkie. Dobrze wiedział, iż jeśli Jego siostra dzwoni wieczorem, to albo miała ochotę popełnić samobójstwo, albo znowu płakała po zmarłym mężu. Było mu jej żal. Robił co mógł, by tylko i jej poprawić humor. Nie był jednak cudotwórcą, był grabarzem... i przestępcą. Każdego dnia czuł, jak niewidzialna pętla coraz mocniej i mocniej zaciska się na Jego szyi, dusząc. Pewnego dnia sprawi, iż odejdzie z tego świata, tragicznie bądź zapomniany przez Czas. Miał jednak to gdzieś. Przymknął oczy. Do dziś pamięta to, co działo się w kulcie ASTRUM. Co Jemu i Monice zrobili, do czego zostali zmuszeni, by przetrwać. Miał cichą nadzieję, iż pewnego dnia dorwie najważniejsze osoby i osobiście je wrzuci do pieca. Żywcem. Na myśl o tym od razu się uśmiechał. Usłyszeć jak Hex, Judas oraz Ame krzyczą pożerani przez płomienie. Albo mordowani ręką podopiecznego lub Jego własną. Nie mógł jednak zbyt długo o tym rozmyślać, albowiem wtedy marzenia traciły swój ulotny, subtelny charakter. Wstał z miejsca, zebrał aktualne dokumenty, by po chwili znów siąść i począć je wypełniać.