|
Post by Jeremy Green on May 18, 2018 15:22:36 GMT 1
„O "Słoneczku" można powiedzieć jedno - ten, kto wymyślił dla tego kurwidołka nazwę, był, jest i zapewne będzie debilem.”, Anonim
Obiekt znajduje się w dzielnicy Flagami, tuż niedaleko lotniska. Jest to sporej wielkości budynek w stylu wiktoriańskim pomalowany na biało. Futryny, jak i drzwi wykończono ciemnozieloną farbą. Znajdował się tu także podjazd dla wózków inwalidzkich.
Garaż: dobudówka do istniejącego już domu, zaprojektowany by pomieścić dwa samochody i motocykl, a także by móc swobodnie pracować z trumną. Znajduje się tu specjalna winda do przenoszenia zwłok, trumien, a nawet żywych, choć nietrzeźwych ludzi (czyt. Mustanga), prowadząca do piwnicy.
Parter: Jest to najbardziej oficjalna część zakładu. Wszystko w stonowanych, żałobnych barwach. Brązy i mahonie mieszały się z burgunda, kość słoniowa i krem z szarościami i czernią. Korytarz wraz ze schodami na górę prowadził na piętro. Alternatywą była specjalna winda. Po lewej stronie od drzwi znajdowała się główna sala, przeznaczona głównie do pogrzebów z dużą liczbą gości. Chętnie z niej korzystali bogatsi i zamożniejsi, a także mniejszość rosyjska, romska, włoska czy polska. Dalej była mniejsza sala, również gościnna, dla mniejszych pogrzebów, głównie tych z urną zamiast trumny. Po prawej zaś od drzwi znajdowała się sala gościnna, gdzie przeprowadzano stypy. Dołączona do niej była kuchnia, zazwyczaj udostępniana zewnętrznemu kateringowi. Na końcu korytarza była toaleta.
Piętro: Na piętrze były cztery małe pokoje. Po lewej – gabinet właściciela, gdzie przeprowadzano rozmowy służbowe. Panował w nich nie lada porządek, każda rzecz miała swoje miejsce, jak i przeznaczenie. W metalowych szafkach znajdowała się cała dokumentacja. Na biurku z ciemnego drewna, oprócz faksu, stała również maszyna do pisania, głównie z sentymentu, a także komputer. Drugie drzwi po lewej prowadziły do kolejnej łazienki. Za pierwszymi drzwiami po prawej znajdował się tzw. „comfort room”. Tylko tutaj można było palić, jak również spędzić chwilę czasu w ciszy. Czasem pokój ten stawał się swoistą poczekalnią dla dzieci żałobników. Drugie pomieszczenie po prawej to magazyn.
Piwnica: Najważniejsza część budynku jeśli chodzi o kwestie zawodowe. To właśnie tutaj przechowywano, przygotowywano, a nawet palono zwłoki, albowiem jedną z części tegoż przybytku był piec krematoryjny. Wszystko było czyste, sterylne. Tylko trzy osoby miały prawo tu wejść – Pan Green, Mustang oraz Niko. Z powodu ostatnich wydarzeń przechowywano tu również broń oraz część dokumentów, wszystko dokładnie schowane.
Działalność „na boku”: choć nazwa wydaje się iście infantylna, to w rzeczywistości w niektórych kręgach jest traktowana poważnie. Pan Green traktuje swój zawód jako obowiązek, nie pozwala sobie na błędy czy ustępstwa. Zawsze stara się być o krok przed resztą. To właśnie dlatego w czasie, gdy masowo ginęli ludzie, on przyjmował zlecenia po zaniżonych kosztach, zyskując masę klientów, także tych oficjalnie nierejestrowanych. Szybko dorobił się renomy czyściciela, jak i człowieka od informacji – w metalowym pudełku po ciastkach trzyma pełen pakiet wizytówek. Catering, policja, prywatni detektywi. Dilerzy, numery barmanów, konserwatorzy powierzchni płaskich. Prostytutki, freelancerzy, lekarze. Kwiaciarnie, hurtownie, przedstawiciele różnych religii i wyznań. Prawnicy, pracownicy wszelkiej maści, a skończywszy na schroniskach dla zwierząt.
|
|
|
Post by Jeremy Green on May 19, 2018 10:36:50 GMT 1
Dla Jeremy'ego istotne jest jaki mamy dzień tygodnia. Ludzie umierają codziennie, o każdej porze dnia i nocy. Było to ważne z punktu czyjejś wiary - Żydzi nie będą chować bliskich w soboty, chrześcijanie w niedziele. Najbardziej obleganym dniem zawsze były piątki (bo wtedy umarł Jesus) czy poniedziałki. Niedziele nie należały do spokojnych - poza porządkowaniem dokumentacji zajmował się przygotowaniami właśnie na poniedziałki. Jego firma nie należała do wielkich, na stałe zatrudnione były ledwie trzy osoby: on sam, kuzyn Roya i przybłęda Niko. Oprócz tego miewał pod sobą kilku pomocników, głównie do kopania grobów, dostarczania materiałów, trumien czy catering.
Ten niedzielny poranek spędzał na porządkach. Ostatnie wydarzenia wpłynęły mocno na miasto. Wyjątkowo zakład był nieczynny. Przeglądał notatki, wizytówki, jakby spodziewając się, iż ktoś przyjdzie lub zadzwoni w nietypowej sprawie.
O dziwo tak się nie stało. Był zaskoczony, zwykle w takie dni ludzie z chęcią go prosili o pomoc. Znam gościa, co zna gościa, co zna gościa, a ten zna jeszcze innego, pomyślał. Ostatecznie wrócił do swojego mieszkania. W razie kłopotów ludzie znali jego numer telefonu. W wielu miejscach zostawiał swe wizytówki.
|
|
|
Post by Jeremy Green on May 27, 2018 14:30:59 GMT 1
Nastał kolejny dzień pracy w domu pogrzebowym. Dzień jak co dzień, nie było czym się przejmować. W dużej sali trwały przygotowania do pierwszej z kilku ceremonii zaplanowanych na ten dzień. Ostatnio zatrudnił kilkoro ludzi, toteż on czy Mustang mogli zająć się innymi sprawunkami, z pozoru błahymi, dla nich jednak ciekawszymi. W tym momencie Jeremy siedział przy biurku w swym biurze i czytał poranną prasę. Naprzeciw niego był Roy, czekający aż łaskawie jego szef zechce go wysłuchać. Wreszcie właściciel zakładu odłożył gazetę i spojrzał na kuzyna. Uśmiechnął się lekko, oparł łokcie o blat i splótł palce. - Więc?
|
|
|
Post by Roy "Mustang" Green on May 27, 2018 14:33:42 GMT 1
Odchrząknął, po czym poprawił się na krześle i otworzył swój notatnik. - A więc... Fakt, ostatnio mi się... "Uciekło". Wiem, wiem... Miałem zostać w domu. Nie wychylać się, trzymać głowę w razie czego nisko, pilnować dzieciaka. Wiem. Wybacz. Ale! Ostatnie sprawy nie dawały mi spokoju, sam widziałeś tablicę...
|
|
|
Post by Jeremy Green on May 27, 2018 14:37:16 GMT 1
- Z całym szacunkiem Roy, tu nie ma żadnych "ale". Widziałem, rozumiem. Do tego dochodzi sprawa z tym całym "Demonem" czy czymś. Zresztą, śmiem przypuszczać, iż zainteresowali się także nami - odparł, zapalając z gracją papierosa.
|
|
|
Post by Roy "Mustang" Green on May 27, 2018 14:42:17 GMT 1
- ¿Qué? Chcesz mi powiedzieć, że ta cała miejska legenda może być prawdziwa?! Pff... - zaśmiał się głośno. - Serio?! Łeee... No to wreszcie będzie co robić, szefie! Wooho! A już myślałem, że do końca będziemy mieć spierdolone życia...
|
|
|
Post by Jeremy Green on May 27, 2018 14:47:02 GMT 1
- Stul pysk, Mustang - skwitował go krótko. - Jeżeli ten człowiek, którego spotkałem na cmentarzu, ma choćby minimalny związek z ostatnimi sprawami, to możemy być w większych tarapatach niż Twoje zawszone dupsko przez ostatnią bójkę z tym naćpanym dzieciakiem. I to, że teraz jestem spokojny wcale nie oznacza, że nie jestem na Ciebie wściekły. Po raz kolejny zawiodłeś moje zaufanie, Roy. Gdyby nie to, że jesteś jednym z lepszych ludzi w swoim fachu, przynajmniej patrząc na to miasto, to już dawno wsadziłbym Cię do pieca żywcem, a przed tym pozwolił Niko zrobić z Tobą co tylko by chciała.
|
|
|
Post by Roy "Mustang" Green on May 27, 2018 14:58:57 GMT 1
Po raz drugi przełknął głośno ślinę, tym razem ze strachu. Zdawał sobie sprawę, iż jeśli padają takie argumenty z ust kuzyna, to sprawa ewidentnie jest poważna. Z resztą, było to widać po Jeremym. Zmarszczone brwi, wzrok pełen wściekłości, przeszywający na wskoś ciało i duszę. Do tego dochodziło wręcz ekspresowe palenie, już po chwili przypalony filtr trafił do popielniczki, zaś właściciel domu pogrzebowego sięgnął po kolejnego papierosa, z tą samą gracją zapalając go i zaciągając się. Roy odczekał chwilę, by poukładać w głowie myśli i przygotować argumenty. Pokiwał głową. - Rozumiem... Przepraszam - zaczął spokojnym, wręcz uległym tonem. - Zrobiłem źle, to prawda. Nie mniej jednak moja ostatnia eskapada przyniosła niespodziewane korzyści. Po pierwsze, gdy nastała noc, zagadałem kilku znajomków. Powiedzieli mi, że oprócz kolumbijki krąży po mieście coś nowego. Meta z południa. Rozumiesz to? Już nie tylko Ruskie i Kolumby się tu kręcą. Teraz i kartel się włączył do gry!
|
|
|
Post by Jeremy Green on May 27, 2018 15:09:02 GMT 1
Uniósł brew zaciekawiony. Rosjanie. Kolumbijczycy. Teraz jeszcze Yakuza i meksykański kartel. Sporo ludzi jak na takie miasto, wiedział o tym doskonale. A ponad tym wszystkim echo wydarzeń z ostatnich kilku lat i legenda o Demonie. Robiło się w Miami ciasno jak w łonie dziewicy. Zgasił wypalonego do końca peta w popielniczce i skierował ponownie wzrok na towarzysza. - W porządku, to jeszcze jestem w stanie zaakceptować. Jeśli będziesz na mieście, Roy, to podeślij paru osobom wizytówki. Wiesz komu - odparł wyciągając z szuflady biurka kopertę z pięćdziesięcioma wizytówkami. Roy przyjął ją i schował w wewnętrznej kieszeni skórzanej kurtki. - A zatem to pierwsza sprawa... Zakładam, iż są kolejne. Zamieniam się w słuch.
|
|
|
Post by Roy "Mustang" Green on May 27, 2018 15:21:54 GMT 1
- Tsja... Jest coś - odrzekł podając mu swój notatnik, otwarty na stronie zawierającej notatki o zaginionym motocykliście. - Pewna dziewczyna, którą spotkałem w takim jednym klubie, dosyć fajansiarskim, szuka od dłuższego czasu swojego chłoptasia. Podała mi nazwisko, szczegóły, pokazała nawet zdjęcie. Szczerze? Gościa w ogóle nie kojarzę, tyle osób się przez ten zakład przewija... Ale może Ty coś znajdziesz w archiwach, jak nie naszych, to innych.
|
|
|
Post by Jeremy Green on May 27, 2018 15:58:34 GMT 1
Ze spokojem odczytał starannie zapisane notatki Roya. Doceniał jego charakter pisma oraz szczegółowość opisów. W porównaniu z aparycją tegoż człowieka, dziką, wrogą i nieokiełznaną, takie drobnostki wskazywały na jego drugą naturę, bardziej subtelną w odbiorze. Pokiwał głową z uznaniem, kończąc czytać. Do stojącej na biurku maszyny do pisania włożył i ustawił kartkę. Skrupulatnie począł przepisywać wszystkie dany, kilkukrotnie sprawdzając każde zdanie. Swoje przemyślenia umieszczał w nawiasach, miał bowiem skłonność do zapominania ulotnych, często istotnych z punktu widzenia sprawy myśli. Po kilkunastu minutach skończył. Wyciągnął ostatnią kartkę, spiął wszystkie spinaczem i odłożył na bok. Oddał Mustangowi jego notatnik. - Dziękuję. Oczywiście, zajmę się tą sprawą. Na razie jednak mam dla Ciebie zadanie. W sumie kilka. Po pierwsze, zrób zakupy. Zapisz sobie, płatki, mleko trzy-dwa, najlepiej dwa. Kawa, jajka, ser... A, i to, co z listy od Niko — odparł, podając mu ją. - Więc to jedna sprawa. Druga zaś jest taka, żebyś starał się jednak aż nadto nie wychylać, jasne? Poruszaj się po miejscach Ci znanych, spróbuj popytać jeszcze o tę metę. I jak znajdziesz Chucka gdzieś, popytaj go o mój towar, bo się skończył. I dzisiaj masz nocną zmianę w zakładzie, mam cynk, że dostaniemy kilka ciał ze szpitala, pojedziesz tam, przewieziesz tutaj, odwalisz papierkową robotę. Zrozumiano?
|
|
|
Post by Roy "Mustang" Green on May 27, 2018 16:18:33 GMT 1
Zapisał sobie wszystko, co miał kupić w supermarkecie. Spojrzał na listę od Niko, zawierała głównie składniki na obiad. Informacje o konieczności zachowania uwagi przyjął ze spokojem. Spodziewał się tego, jego kuzyn był mimo wszystko człowiekiem nieugiętym. Zastanawiające było o co chodzi z tą całą metą, dlaczego Jeremy tak bardzo się tym tematem interesuje. Po chwili doszedł do wniosku, iż to przez istniejące już zamieszanie w mieście. Nigdy nie byli dwa kroki do przodu czy do tyłu od reszty. Starali się być ponad nimi, a nawet lepiej, pod. Być niewidzialni, niewykrywalni nieistotni. Najprawdziwsza szara strefa. Jednak to wiadomość o nocnej zmianie go zmiotła. Już dawno się tym nie zajmował. Zwykle Jeremy osobiście załatwiał nocne transporty, sam lub z Niko. Dziś nadeszła jego kolej. Uśmiechnął się pod nosem na myśl, iż znów włączy piec w piwnicy. Dodatkowo w zakładzie mieli kolekcję płyt winylowych i odtwarzacz. Uwielbiał z niego korzystać, dzięki muzyce praca stawała się przyjemniejsza. - Tak jest, szefie! Wszystko będzie załatwione! Wstał z miejsca. Uścisnął jego dłoń, po czym skocznym krokiem opuścił gabinet. Zszedł na dół, wyszedł na zewnątrz, wsiadł na motor i odjechał w swoim kierunku.
|
|
|
Post by Jeremy Green on May 27, 2018 16:35:41 GMT 1
Odprowadził kuzyna wzrokiem, nie mówiąc ani słowa. Sprawdził ponownie przygotowaną dokumentację. Coś drgnęło mu w głowie, nie wiedział jednak co. Wstał z miejsca i począł przeszukiwać teczki w poszukiwaniu właściwego nazwiska. Mijały kolejne minuty, bezskutecznie. W oficjalnych papierach nie było choćby słowa o zaginionym mężczyźnie. Nie miał jednak na ten moment czasu zajmować się tym dogłębnie. Odłożył informację do szuflady i wrócił do właściwej, legalnej pracy.
Minęło w ten sposób kilka godzin. Uczestniczył w dwóch ceremoniach, rozmawiał z żałobnikami, dopomógł pracownikom w ich działaniach. Gdy w zakładzie nastał spokój, postanowił wrócić do zadania. Zabrał informacje i zjechał windą do piwnicy. To było bardzo chłodne pomieszczenie. Subtelny zapach śmierci mieszał się z odorem chemikaliów, ostre światło odbijało się od metalowych przedmiotów. Zdezynfekował wpierw dłonie, założył rękawiczki, fartuch, buty na zmianę i maseczkę na twarz. Przeszedł do osobnej części, otworzył skrytkę na dokumenty i począł raz jeszcze sprawdzać informacje, także wśród N.N. Czas mijał powoli, w ciszy i skupieniu wykonywał powierzone mu zadanie... I nic. Żadnych śladów. Nigdzie nie było choćby pojedynczej informacji o takiej osobie. Z perspektywy jego zakładu zaginiony wciąż istniał w świecie żywych. Pokiwał głową, jakby potwierdzając wysunięty wniosek. Schował z powrotem dokumentację, zdjął część rzeczy, zmienił obuwie i wrócił na górę. Postanowił, iż zadzwoni w odpowiednim czasie, najpewniej następnego dnia. Niedługo później i on opuścił zakład, wracając tym samym do domu.
|
|
|
Post by Jeremy Green on May 30, 2018 14:40:07 GMT 1
Obudził się w samym środku nocy. Z początku nie wiedział gdzie jest. Ostatnie dni mijały mu głównie na załatwianiu zleceń, w tym tych od szpitala. Po strzelaninie w pubie „Wiosna” on i Roy mieli pełne ręce roboty, nie tylko przez cywili. Jak zawsze w takich momentach, otrzymał parę „prywatnych” zleceń. To zawsze jakaś nieopodatkowana kasa do kieszeni, która miała zapewnić jakąkolwiek znośną przyszłość jemu, Royowi oraz Niko. Po chwili podniósł się z kanapy i rozejrzał. Znajdował się w comfort roomie. Trzymał tu czasem rzeczy na przebranie oraz zapasową pościel na noce jak ta. Coś jednak nie dawało mu spokoju. Telefon w biurze cały czas dzwonił. Powoli podniósł się i przeszedł tam, po czym odebrał. Słysząc zdenerwowanego kuzyna od razu oprzytomniał. Niko zniknął. Nie zostawił wiadomości na lodówce, nie wrócił na wieczór. Roy szukał go po znanym mu miejscach i nic. Jeremy obiecał, że tym się zajmie, po czym rozłączył. Sprawdził wpierw teren zakładu myśląc, iż dzieciak postanowił dobrać się do zwłok, ewentualnie poczekać na wujka. Gdy poszukiwania nic nie dały, pomyślał o jedynym znanym mu miejscu, gdzie Niko mógł jeszcze pójść. Założył marynarkę, wziął kluczyki i zszedł na dół. Po zamknięciu zakładu ruszył swym wozem na cmentarz.
|
|
|
Post by Jeremy Green on May 30, 2018 16:01:42 GMT 1
Zaparkował wóz w garażu, obok drugiego, służbowego. - To co, gdzie ją wolisz zostawić na moment? Jakby co musi być w zamknięciu, żeby nie uciekła - spytał mówiąc o Sapphie.
|
|
|
Post by Niko Black on May 30, 2018 16:07:40 GMT 1
-Hmm...może tutaj zostanie. okej Sapphie? - pogłaskał ją
|
|
|
Post by Jeremy Green on May 30, 2018 17:34:07 GMT 1
- Hmm... Wyszedł z pojazu i udał się na górę. Wrócił po chwili z kartonem, do którego dał również stary, brązowy koc. Ustawił go w odpowiednim miejscu. - Kici kici, Sapphie! Poczekasz tutaj?
|
|
|
Post by Niko Black on May 30, 2018 17:37:44 GMT 1
Sapphie podeszła i ułozyła się w kartonie. Niko klasnął, wesoły
|
|
|
Post by Jeremy Green on May 30, 2018 17:54:19 GMT 1
Pokiwał głową z lekkim uśmiechem. Sprawdził raz jeszcze, dla uspokojenia swojego sumienia, wszystko wokół. Bramy były zamknięte. Sam samo garaż i budynek. Nie paliły się w środku światła, na tabliczce na drzwiach był napis "ZAMKNIĘTE". Kamery ustawione, obserwowały cały teren, jak i to, co poza budynkiem. - No dobrze... Niko, idziemy - odparł prowadząc go do windy. - Pamiętasz zasady, prawda? Zjechał do piwnicy. W przedsionku jak zwykle się przygotował, zdjął marynarkę, odkaził ręce. Założył na siebie fartuch, rękawice, maseczkę, zmienił obuwie. Czekał aż Niko się przygotuje.
|
|
|
Post by Niko Black on May 30, 2018 18:09:45 GMT 1
-Tak jest wujku! - rzekł, po czym zaczął się przygotowywac. Odkaził ręce, założył fartuch, rękawice i maskę oraz zmienił obouwie. Spojrzał na niego i kiwnął głową
|
|
|
Post by Jeremy Green on May 30, 2018 18:17:03 GMT 1
Przeszedł do części, gdzie trzymał dokumenty. Sięgnął po aktualne teczki i długopis, zaczął coś notować, sprawdzać. Część osób była podpisana jako N.N. Po paru minutach odłożył wszystko i podszedł do ściany, gdzie za metalowymi drzwiczkami schowane były ciała. Wyciągnął jedno z N.N. i otworzył worek. Młody mężczyzna, 175 cm wzrostu. Przeciągła twarz z kilkudniowym zarostem, oczy niebieskawe, włosy krótkie, szatyn. Brak znaków szczególnych, uroda wskazująca na pochodzenie z Europy Środkowo-Wschodniej. Nie mógł mieć więcej niż 25 lat. Przyczyna zgonu, postrzał klatki piersiowej. Jeremy spojrzał na swojego podopiecznego zimnym wzrokiem.
|
|
|
Post by Niko Black on May 30, 2018 18:20:19 GMT 1
Niko tylko stał z boku i przyglądał się zwłokom, przestępując z nogi na nogę
|
|
|
Post by Jeremy Green on May 30, 2018 18:27:26 GMT 1
- Znasz zasady - odparł surowym tonem. - Masz narzędzia i dziesięć minut. Potem nie ma zmiłuj, będę wypełniać akta tego truposza. Nawet nie wiem jak on się nazywał... Paweł? Piotr? Adam? Jakkolwiek... Rób co chcesz - odrzekł dając zwłoki na główny stół. Sam zaś przeszedł do dalszej pracy.
|
|
|
Post by Niko Black on May 30, 2018 19:26:55 GMT 1
Uśmiechnął się lekko i zerwał z siebie maskę. Podszedł bliżej do trupa i przyjrzał się mu. Położył na nim rękę i przejechał od stóp do głowy. Nie było w jego ruchach nic gwałtownego. Zero krwiożerczości, szału, wzbudzenia pierwotnych instynktów.
Tylko szeroko otwarte oczy i lekki, dziecięcy uśmieszek.
Położył ręce na czubku głowy i przeciwległym policzku, ostrożnie, z matczyną delikatnością, jakby chciał przytulić trupa. Zbliżył usta do jego ucha i wyszeptał: -Już dobrze, kochany...Teraz już wszystko jest w porządku...Teraz już będziesz tylko mój...
Złożył namiętny pocałunek na ustach trupa, dosyć długi. Oderwał się i liznął jeszcze kącik jego ust. Uśmiechnął się, przekrzywiając głowę i zachichotał cichutko, a jego chichot dosłownie mroził krew w żyłach. Pociągnął nosem blisko jego klatki piersiowej, napawając się zapachem. Nieistniejącym zapachem. To tylko jego mózg wypełniał sobie luki, by uczynić to doświadczenie idealnym.
Stał tak dłuższą chwilę z przymkniętymi oczami, aż w końcu powoli, otwierając oczy pochwycił skalpel. Pochylił się nad prawym udem, przyglądając się mu uważnie. W końcu przystawił skalpel do skóry i naciął ją. Powolnym ruchem utworzył całkiem szeroką ranę i powoli odjął skalpel. Zasmuciło go, że nie było już krwi. Tak bardzo lubił ją zlizywać.
Włożył ręce do środka i powoli rozszerzył. Odkrawał malutki kawałek mięsa i liznął. -Mmm... - wydał z siebie cichuteńkim, chrypliwym głosem - ...Jesteś wspaniały... Wsadził kawałek do ust i zaczął przeżuwać powoli, delektując się. Uwielbiał ludzkie mięso. Kochał je od dnia, w którym pierwszy raz kazali mu je zjeść. Nigdy już nie zjadł nic lepszego. Za każdym razem, gdy miał okazje znów wziąć je do ust, czuł błogość.
Odłamek nieba.
Zaczął sprawnie odkrawać płaty mięsa, wybierając jak najlepsze kawałki, jednocześnie starając się nie uszkodzić nadmiernie skóry. Wujek byłby bardzo zły i nie pozwalił Niko jeść mięsa przez długi czas. To, co odkroił, kładł na tackę obok. Niektóre kawałki skonsumuje zaraz, byleby napełnić żołądek delikatesami, niektóre zostawi sobie na później przyrządzając w bardziej wyrafinowany kucharz. Był w tym dobry. Jego posiłki były wyśmienite.
Zawsze zastanawiał się czemu wujek i Roy nie chcą zjeść z nim. Ludzina jest przecież taka pyszna...
Zdał sobie sprawę, że powoli mijał czas. Odłożył skalpel obok, przekrzywił główkę i jeszcze raz spojrzał niewinnymi oczami na trupa, uśmiechając się ze szczęścia. Następnie wziął igłę i zrobił malutką rankę na opuszku palca wskazującego. Złożył pocałunek raz jeszcze -Dziękuję ci...byłeś taki wspaniały... tak wspaniale smakujesz... nie martw się... zajmę się tobą. Przejechał palcem od kącików ust, do policzków, tworząc krwawy uśmiech. Odwrócił się i podniósł tackę i odszedł od stołu, dając Jerremiemu znak, że skończył.
Przez cały ten czas błogi, dziecięcy uśmiech nie znikał z jego twarzy.
|
|
|
Post by Jeremy Green on May 30, 2018 20:04:40 GMT 1
Na samym początku ich znajomości, kiedy to odkrył Jego zamiłowanie do ludzkiego mięsa, czuł wobec Niko pogardę i obrzydzenie. Opowieści o kanibalach zawsze wydawały mu się przesadzone. Tak samo było z nekrofilami, choć dawno temu poznał jednego, i to na cmentarzu. Nie mniej jednak traktował swój zawód, jak i każde ciało, jak świętość. Sacrum. Niko był tego przeciwieństwem. Był tym okrutnym spojrzeniem na ludzi, jakby byli zwierzętami. Jedynym mięsem, którym chciał się żywić. Jego ambrozja i nektarem.
Miał ochotę zgłosić tego dzieciaka. Zawieść do szpitala czy na policję, wyjaśnić sprawę i zostawić samego. Coś jednak nie dawało mu spokoju. Kolejne godziny rozważań przyniosły nie tylko ból głowy, ale i swego rodzaju konkluzję. To miasto i tak było skazane na zagładę. W jego oczach tylko bomba atomowa mogła zmieść wszystkie grzechy. Oczyścić ziemię, być dla niej jak sól, co odpędza złe duchy. Każdego dnia ktoś tu ginął, był gwałcony, torturowany, wykorzystywany we wszelaki sposób. On zarabiał na śmierci ludzi. Na tym, że palił i grzebał zwłoki. A zmarłym... Jest już wszystko obojętne. Przyzwyczaił się do nich. Nawet te najgorsze nie wywoływały już obrzydzenia. Po prostu były. Albowiem właśnie tym każdy kiedyś się stanie, kolejnym ciałem w grobie, pyłem. Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz.
Przez cały ten czas, gdy Niko zajmował się truposzem, on wypełniał dokumenty. To zawsze zajmowało mu najwięcej czasu, toteż prawie każdą wolną chwilę w pracy poświęcał temuż zajęciu. Gdy tylko młodziak skończył swoje, on wstał z miejsca i podszedł do innej części piwnicy. Stał tam odtwarzacz płyt winylowych. Sięgnął po jedną, nastawił i uruchomił. Muzyka klasyczna wypełniła pomieszczeniem.
Następnie począł zajmować się naruszonym ciałem. Do dokumentacji nie wpisywał powstałej rany. Na jego szczęście to ciało miało zostać spalone. Zawsze takie wybierał, do spalenia w trybie natychmiastowym. Mijały kolejne minuty. W tym czasie wyciągał kolejne ciała, sprawdzał je, dokumentował. Niektóre od razu mył, przygotowywał do pochówku, by na końcu umieścić w trumnie lub ponownie w worku. Na sam koniec pozostawił kwestię krematorium. Zawiózł tamże ciało, umieścił je na blacie i wsunął do środka. Nastawił wszystko i pozostawił zająć się ogniu resztą. Wtedy też począł wszystko sprzątać. Odkażał narzędzia, sprzęty, wszystko, co było trzeba.
|
|
|
Post by Niko Black on May 30, 2018 20:10:36 GMT 1
Niko znalazł przenośną lodówkę, która zawsze trzymał gdzieś w pobliżu i schował do niej częśc mięsa. Usiadł gdzieś w kącie i zaczął pałaszować mięso z uśmiechem, niekiedy dosyć głośno. Widać było po nim, że jest w siódmym niebie, jakby w stanie euforii. Nie śpieszył się.
|
|
|
Post by Jeremy Green on May 30, 2018 20:24:38 GMT 1
Czas mijał powoli. Jeremy był bardzo skrupulatnym człowiekiem. Jeśli już coś miał zrobić, to na 200 procent. Żadnych śladów, żadnych poszlak, absolutnie nic. Wreszcie nastał wczesny ranek. Po uprzątnięciu piwnicy, jak i reszty zakładu, był gotowy wrocić do domu. Wyłączył odtwarzacz i odłożył z powrotem płytę. - Niko, zbieramy się! - odparł zdejmując ubiór roboczy.
|
|
|
Post by Niko Black on May 30, 2018 20:26:26 GMT 1
Dokończył jedzenie, po cyzm pochwycił lodówkę i poszedł za Jerremim, zostawiając ubiór w odpowiednim miejscu
|
|
|
Post by Jeremy Green on May 30, 2018 20:34:17 GMT 1
Wszystko to trafiało do kosza, gdzie później miało zostać spalone. Co do pieca zaś, dziś dzienną zmianę miał Roy. Zamknął drzwi na klucz, wszedł wraz z podopiecznym do windy i wrócił na górę. W korytarzu minęli się z Royem, poinstruował go co ma dziś zrobić, jakie sprawy są pilne. Wspólnie z Niko wszedł do garażu. Kicia cały czas spała w kartonie. Ostrożnie wziął go i ustawił w aucie. Lodówkę schował w bagażniku. Gdy tylko Niko był na miejscu, uruchomił silnik i wyjechał z garażu, po czym wrócił do domu.
|
|
|
Post by Roy "Mustang" Green on May 31, 2018 12:36:08 GMT 1
Kolejny dzień w robocie. On, pod krawatem, zajmujący się żałobnikami. Dzisiaj tylko dwa pogrzeby, z czego cieszył się w duchu. Po drodze wpadło zajęcie się zwłokami z pieca oraz utylizacja rzeczy pozostawionych w koszu. Gdy wreszcie wybiła godzina 21, do zakładu przybył Jeremy. Wymienili parę zdań. Dowiedział się, że mają nowego lokatora, kotkę Sapphie. Była u weterynarza, dostała szczepienia, wykąpano ją, a w drzwiach do ogródka założono klapkę, by mogła swobodnie wychodzić. Niko także był już spokojny, miał czego chciał. Roy zabrał swoje rzeczy i uznał, iż zasługuje tego dnia na drinka. Skierował się więc do klubu.
|
|